Mała Polska w środku stepu

Choć zainteresowana jest nimi Rosja, a także Niemcy i Białoruś, Polska od kilkunastu lat stawia zaporowe warunki powrotu rodzinom Polaków zesłanych do Kazachstanu. Po latach starań nasi rodacy z Jasnej Polany w Kazachstanie otwierają nowy Dom Polski, który – mają nadzieję – przybliży ich nieco do Ojczyzny.

– Trzeba walczyć o tych ludzi, jesteśmy im to winni jako rodacy, jako Polacy – przekonuje ks. Krzysztof Kicka, chrystusowiec, proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy od czterech lat posługujący w Jasnej Polanie i szeregu „polskich” wiosek położonych w okolicy. – Oni nie przyjechali tutaj na wakacje czy za lepszym życiem, ale za wiarę, za miłość do Ojczyzny zostali wyrzuceni w stepie. Przez wiele lat byli całkowicie pozbawieni możliwości nauki języka, pozbawieni nadziei, traktowani jak ludzie gorszej kategorii, ciągle ideologizowani i karmieni propagandą.

Na nieludzkiej ziemi

Społeczność polska w Kazachstanie to żywy dowód sowieckich zbrodni na Narodzie Polskim. Znaleźli się tam i do dziś przebywają Polacy deportowani głównie w 1936 r. z zachodnich terenów przygranicznych ZSRS. Te represje stanowiły swoiste preludium do ludobójczej operacji NKWD przeprowadzonej w latach 1937-1938, w ramach której skazano na śmierć i wymordowano ponad 111 tys. Polaków, głównie mężczyzn będących obywatelami sowieckimi, a blisko 30 tys. ich najbliższych skazano na pobyt w gułagach. Masowe sowieckie deportacje dokonane jeszcze przed wybuchem II wojny światowej m.in. do Kazachstanu, na Syberię, w rejony Charkowa i Dniepropietrowska objęły ponad 100 tysięcy Polaków.

Zsyłki Polaków na Sybir Sowieci kontynuowali do wczesnych lat 50., lecz o ile zachowane przy życiu ofiary tych późniejszych deportacji powróciły do Polski w kilku falach tzw. repatriacji do końca lat 50., o tyle Polacy wywiezieni na „nieludzką ziemię” przed IIwojną światową pozostają tam w znacznej swojej części do dziś, żyjąc jako obywatele drugiej kategorii.

Najcięższe były pierwsze lata, gdy pozostawieni sami w stepie Polacy musieli zmierzyć się dosłownie gołymi rękoma z ekstremalnymi warunkami bytowymi. Pierwszej zimy masowo wymierały dzieci.

Pochodzących z Żytomierza przodków Wiktora Dubowika, studiującego na Uniwersytecie Warszawskim Polaka urodzonego w Jasnej Polanie w Kazachstanie, ominęła ta tragedia, gdyż jego prababcia i pradziadek poznali się i pobrali już na zesłaniu, a więc w najgorszym, początkowym okresie nie mieli jeszcze dzieci. Ale i tak w rodzinnej historii nie brakło dramatycznych momentów. – Podczas szalejącego głodu nie można było wyjeżdżać z miejsca zamieszkania bez pozwolenia, więc żeby nakarmić dzieci, moja prababcia wzięła z magazynu kołchozowego talerzyk ziarna – opowiada Wiktor. – Kradzież została wykryta, a prababcia trafiła do więzienia na trzy miesiące.

Wiktor zna z rodzinnych opowieści grozę pierwszych zim spędzonych przez Polaków w Kazachstanie, gdy temperatura sięgała -50 st. C, a polskie rodziny zamieszkiwały w namiotach i ziemiankach.

W Jasnej Polanie istnieje muzeum – izba pamięci, gdzie przechowywane są pamiątki z tego najcięższego okresu.

Doktor Robert Wyszyński, socjolog kultury z Uniwersytetu Warszawskiego i działacz Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” zabiegający od lat o powrót Polaków z „nieludzkiej ziemi”, wskazuje, że choć w znacznej mierze to Polacy w głodzie i nędzy w latach 1936-1956 w ramach niewolniczej pracy zagospodarowali ogromne tereny północno-kazachskiego stepu, pobudowali domy i całe wsie, które do dziś noszą polskie nazwy, zostali dziś nieomal zupełnie pozbawieni własności.

– To państwo staje się coraz bardziej kazachskie, a Polacy nie mają tego koloru skóry i nie są muzułmanami – podkreśla dr Wyszyński. – Mogą co najwyżej wegetować w działających jeszcze gospodarstwach rolnych wyłącznie jako tania siła robocza.

Wadliwa ustawa

Nic dziwnego, że wśród polskiej ludności w Kazachstanie panuje powszechna chęć wyjazdu, która stopniowo jest realizowana. Najchętniej wymienianym kierunkiem jest Polska, lecz paradoksalnie okazuje się, że to nie do niej płynie główny strumień wyjeżdżających.

– Polacy z Kazachstanu chcą przyjechać do Polski, ale niestety nie jest to takie proste –wskazuje Wiktor Dubowik. – Najpierw składa się wszelkie dokumenty, trzeba zdać egzamin i ambasada przyznaje status repatrianta. Wtedy trzeba czekać na swoją kolejkę, bo do Polski można przyjechać dopiero wtedy, gdy gdzieś znajdzie się dla rodziny z Kazachstanu mieszkanie. Niektórzy czekają już od 15 lat.

W Kazachstanie jest jeszcze co najmniej 34 tys. Polaków. Szansę na powrót do Polski miało umożliwić im i innym naszym rodakom dotkniętym sowieckimi deportacjami na Wschód specjalne ustawodawstwo, które okazało się barierą niemal nie do przejścia dla większości pragnących powrotu do Ojczyzny. Na jego mocy do Polski przesiedliło się ponad 7 tys. spośród prawie miliona Polaków rozsianych po byłym Związku Sowieckim, w tym z Kazachstanu ok. 4 tysiące. We wprowadzonym w 2000 r. programie „Baza Rodak”, gdzie zarejestrowani są Polacy deklarujący chęć powrotu do Ojczyzny, figuruje w tej chwili ok. 3 tys. osób. Wielu chętnych przestaje się rejestrować, gdyż stracili już nadzieję na repatriację.

Doktor Wyszyński wskazuje, że w okresie między ostatnimi spisami ludności w Kazachstanie ubyła około połowa Polaków, czego nie można tłumaczyć ani wymieraniem, ani procesami asymilacyjnymi, dla których zbyt silną barierę stanowią język, kolor skóry i wyznanie.

– Okazuje się, że Polacy z Kazachstanu stale wyjeżdżają, a krajami, które ich przyjmują, są Rosja, Białoruś i Niemcy – wskazuje socjolog. – Podkreślam: nie Polska!

Jego zdaniem, opracowany przez MSW system repatriacji Polaków ze Wschodu nigdy dobrze nie działał i do tej pory nie działa. W efekcie w repatriacji naszych rodaków zdecydowanie wyprzedza nas Rosja, która przyjęła już ok. 20 tys. Polaków, dużą liczbę wchłonęli Niemcy w ramach łączenia rodzin, a także Białoruś, gdzie władza zapewnia imigrantom pracę i mieszkanie, a na terenach wiejskich – domy.

Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest przerzucenie przez polskiego ustawodawcę całego ciężaru przyjęcia repatriantów na samorządy, które nie są temu chętne.

– Zadziałał tu bardzo prosty mechanizm –wyjaśnia dr Wyszyński. – W niemal każdej polskiej gminie są biedni ludzie, którzy czekają na lokale komunalne. Trzeba naprawdę samobójcy burmistrza, by oddał mienie komunalne przybyszowi z Kazachstanu mówiącemu na dodatek po rosyjsku. Miałby automatycznie problemy przy kolejnych wyborach.

Zdaniem Andrzeja Jaworskiego, Polaka z Jasnej Polany, któremu udało się przyjechać do Polski w 1996 r., rząd Polski oszukał tysiące naszych rodaków w Kazachstanie, przyrzekając im wizy repatriacyjne i przez lata nie wywiązując się z tej obietnicy.

– To jest takie brudne, że szkoda gadać –mówi wzburzony. – Na ile znam sytuację w Kazachstanie, to ludzie wyjeżdżają stamtąd, gdzie tylko mają jakąś możliwość. Jak ich Polska nie chce, to jadą do Rosji albo na Białoruś. Proszę zobaczyć, ilu trafiło do obwodu kaliningradzkiego.

Potrzebni ludzie dobrej woli

Miejscowość Oziersk w obwodzie kaliningradzkim, położona tuż obok granicy z Polską, to najlepszy przykład, że Kresowianie z Kazachstanu nawet decydując się na skorzystanie z rosyjskiego programu repatriacyjnego, cały czas zachowują Polskę w sercu i osiedlają się jak najbliżej Ojczyzny. Znalazły tam swoje miejsce już setki polskich repatriantów z Kazachstanu, zwłaszcza z Jasnej Polany. W 2000r. przesiedleńcom z Kazachstanu udało się przy współudziale Wspólnoty Polskiej utworzyć w Oziersku Dom Wspólnoty Kultury Polskiej imienia Jana Kochanowskiego.

Podobne zadanie postawił sobie w 2012 r. ks. Krzysztof Kicka, proboszcz parafii w Jasnej Polanie.

– Dwa lata mojego pobytu sprawiły, że uzyskałem pewne rozeznanie w potrzebach ludzi zamieszkujących ten teren – wspomina. – Jedną z nich jest potrzeba kultywowania tradycji ojców i szukania swojej tożsamości narodowej.

Pomysł powołania Domu Polskiego w Jasnej Polanie nie był nowy. Przez wiele lat dom taki, utworzony przez pracującego w Jasnej Polanie w latach 1996-2002 proboszcza ks. Piotra Brotonia, z powodzeniem funkcjonował, lecz po wyjeździe kapłana zaprzestał działalności.

Jedną z głównych trosk ks. Kicki było sprowadzenie do Jasnej Polany nauczyciela języka polskiego, który w tej placówce znalazłby miejsce pracy i zamieszkania. Od bieżącego roku szkolnego już udało się zrealizować ten cel. Do Jasnej Polany został delegowany Stanisław Kamiński, który prowadzi zajęcia w szkole w Jasnej Polanie, Zielonym Gaju i Nowogreczanowce oraz zajęcia w Domu Polskiej Kultury w Jasnej Polanie. W sumie naucza około 150 osób – dzieci, młodzieży i dorosłych. – Znajomość języka przetrwała tu głównie w pieśniach religijnych i modlitwach – wskazuje ks. Krzysztof. – Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Jasnej Polany jeszcze jako kleryk i po Mszy Świętej podszedłem do ludzi, aby się z nimi przywitać, jedna z babć powiedziała mi: Księże, będziemy rozmawiać po polsku. Dzisiaj niestety tych babć jest coraz mniej i ciężko z kimkolwiek porozmawiać po polsku. Ale mamy nadzieję, że to się zmieni dzięki obecności naszego nauczyciela pana Stanisława.

W realizacji nowego Domu Polskiego wydatnie pomógł dyrektor największej miejscowej firmy rolniczej Anatolij Rafalski, biznesmen o polskich korzeniach, który zakupił w tym celu dom w centrum Jasnej Polany i siłami fachowców ze swojej firmy dokonał jego remontu. Sprawą udało się zainteresować polską ambasadę w Astanie, która przekazała na ten cel 2 tys. euro, a także Wspólnotę Polską, która zwróciła koszty remontu domu.

Jeszcze Dom Polski nie rozpoczął działalności, a już w życiu społeczności polskiej w Jasnej Polanie nastąpiło poważne ożywienie. W tym roku Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, prezes Związku Repatriantów RP i władze miasta Wieliczki zorganizowały wakacyjny pobyt w Polsce dla 10 dzieci.

Duży efekt przyniosły artykuły w „Naszym Dzienniku” opisujące trudną sytuację rodaków w Kazachstanie.

– Po tych tekstach skontaktowała się ze mną pani Celina Martini z Poznania, która zadeklarowała przeprowadzenie warsztatów polskiej kultury w Jasnej Polanie –zaznacza ks. Krzysztof Kicka. – Potrafiła znaleźć środki na pokrycie kosztów, zorganizowała wolontariuszy i przyjechała na miesiąc do Jasnej Polany, aby poprowadzić zajęcia z dziećmi z młodzieżą oraz uczyć śpiewu polskich pieśni osoby starsze. Warsztaty zakończyły się pięknym koncertem.

W niedzielę (9 listopada) nastąpi uroczyste otwarcie Domu Polskiego w Jasnej Polanie z udziałem najwyższych przedstawicieli polskich placówek dyplomatycznych w Kazachstanie i kazachskich władz administracyjnych, a także prezesów organizacji polskich w Kazachstanie oraz nauczycieli języka polskiego delegowanych do pracy w Kazachstanie. Niestety, nikt z zaproszonych gości z kraju nie potwierdził swojego przybycia.

– Chcemy, aby było to miejsce przypominające nam Polskę i mówiące o Polsce, gdyż brakuje nam polskiej kultury, ciekawych spotkań z interesującymi ludźmi, którzy mogliby nam pokazać naszą Ojczyznę w nowoczesny sposób –wskazuje ks. Krzysztof. – Niestety, nie mamy środków, aby ich zaprosić, bo daleko, bo bilety drogie, bo problemy komunikacyjne. Dlatego zawsze pozostajemy otwarci na ludzi dobrej woli, których zapraszamy do Jasnej Polany. Bardzo Was tu potrzebujemy.

 

Adam Kruczek

Żródło: "Nasz Dziennik", Sobota-Niedziela 8-9 listopada 1914 Nr 260 (5102) 

http://www.naszdziennik.pl/wp/107751,mala-polska-w-srodku-stepu.html#.VF3ePZoIYmU.facebook

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022


Redakcja strony: dr hab Sergiusz Leończyk, dr Artiom Czernyszew

"Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów".
Skontaktuj się z nami
Kliknij aby przeładować
Wymagane jest wypełnienie wszystkich pól oznaczonych gwiazdką *.

Organizacje