Szlakiem deportacji rodziny Żukowskich w okręgu Orenburskim

Szlakiem deportacji rodziny Żukowskich  w okręgu Orenburskim 


Późnym poniedziałkowym popołudniem dnia 25.07.2011 dojeżdżamy na dworzec kolejowy w Orenburgu. Pomimo działającej w wagonie klimatyzacji jest bardzo gorąco. Temperatura powietrza wzrasta jeszcze bardziej jak wychodzę na peron. W podróży jesteśmy od ponad dwóch tygodni w czasie których przemierzyliśmy trasę od położonego w sercu Syberii jeziora Bajkał poprzez bezdroża Kuźnieckiego Ałtaju a kończąc na syberyjskich metropoliach Nowosybirsku i Omsku. Celem naszego wyjazdu jest odwiedzenie miejsc deportacji rodziny Żukowskich którzy swój szlak zesłańczy rozpoczęli od lutowej deportacji 1940 r. z Hajnówki. W skład naszej grupy wchodzą: Bogusław Żukowski odwiedzający miejsca swojego dzieciństwa, Dagmara Dworak jego córka, wraz ze swoim mężem Markiem oraz ja organizujący ten wyjazd. Wizyta w Orenburskiej obwodu  jest ostatnim etapem naszego wyjazdu.
Na orenburskim dworcu spotykamy Panią Wandę Seliwanowską, prezeskę organizacji polonijnej działającej w tym mieście „Czerwone Maki”. Od mojego pierwszego emaila Pani Wanda zajęła się z dużym zaangażowaniem organizacją tego etapu naszego wyjazdu. Dzięki jej wytrwałości w odszukiwania zatartych śladów deportacji rodziny Żukowskich oraz dużej determinacji udało się spełnić marzenia Bogusława czyli odwiedzić miejsca związane ze jego dzieciństwem. 
Pomimo późnego przyjazdu nie tracimy czasu i niemalże od razu udajemy się do orenburskich archiwów w których czeka nas jedna z wielu w czasie najbliższych kilku dni niespodzianek. Spotykamy się z dyrekcją archiwum, która na ręce Dagmary oraz Bogusława przekazuję autoryzowane kopię dokumentów związanych z działalnością ojca Bogusława Leonarda Żukowskiego w Orenburgu (zwanego także Czkałowem). Jest to niesamowite wrażenie gdy dotyka się wyblakłych kawałków papieru pełniących funkcję oficjalnych dokumentów zapisanych ręką Leonarda Żukowskiego. Bardzo sentymentalny moment kiedy można było zobaczyć ślad pracy Leonarda odzwierciedlający historię jego życia w czasie deportacji. Wspomnienia Bogusława o ojcu ożywają gdy można naocznie przekonać o jego działalności. Wspomina on o tym jak jego ojciec w ramach swej działalności w Związku Patryjotów Polskich miał zadanie zebrania wszystkich sierot w obwodzie orenburskim w celu  dołączenia ich do ewakuującej się armii Andersa. Wśród pism był także akt zgonu matki Bogusława Sylwestry Żukowskiej, spis dzieci z polskiego sierocińca w Soroczyńsku gdzie przebywał Bogusław z siostrami i wiele innych dokumentów cennych dla rodziny. Pomimo blisko siedemdziesięciu lat przechowywania pisma te zachowane były w niemalże doskonałym stanie.
Następny dzień to wyjazd do Soroczyńska z którym związane są dwa momenty życia Bogusława. Pierwszym był przyjazd jego ojca wraz z całą rodzina z Syberii w 1941 r. po układzie Sikorski-Majski do miejsca koncentracji wojska polskiego jakim był odległy o około 80 km Buzułuk. W czasie koncentracji miasto to było przeludnione Polakami dlatego rodzina Żukowskich musiała zamieszkać w barakach Mjasokombinatu działającego w  Soroczyńsku. Po raz drugi Bogusław trafił tutaj do sierocińca polskiego 1945 r. i przebywał razem z trzema siostrami niecały rok, po czym ojciec zabrał ich na stałe do Polski. Po naszym przyjeździe powitała nas delegacja administracji miasta, która później okazała nam dużą pomoc w poszukiwaniach. Dużym problemem było zlokalizowanie sierocińca. Bogusław z czasu swego dzieciństwa zapamiętał kilka szczegółów z otoczenia i na podstawie tych informacji zaczęliśmy jeździć po mieście. W odszukiwaniu miejsca pomagała nam emerytowana archiwistka z Soroczyńska która bardzo dobrze znała historię miasta i jego zabudowe w przeszłości. Po kilku godzinach poszukiwań w upale sięgającym 40°C kiedy żadne miejsce nie pasowało do wyobrażeń Bogusława trafiliśmy na rozległy plac Lenina. Kilka pytań do Pani Archiwistki i udało się dojść do porozumienia że w przeszłości na tym placu musiał znajdować się sierociniec. Położenie szkoły, odległość do pobliskiej rzeki i targu a także znajdujący się w przeszłości budynek Wojenkomu utwierdził Bogusława w przekonaniu że to musi być właściwe miejsce. Pomimo zmęczenia wszyscy odetchnęli z ulgą. W dalszej części dnia udało się odnaleźć baraki Mjasokombinatu co nie okazało tak dużym wyzwaniem jak w przypadku sierocińca.
Nie pozostaliśmy dłużej w Soroczyńsku i już następnego ranka do naszego hotelu przyjechał Mer Sielsowietu Błagadarnego Pan Władimir Iwasiuk i zabrał nas do Taszły stolicy rejonu położonego o godzinę jazdy samochodem. Tutaj czekała na nas powitanie przez Mera Taszły Pana Władimira Suslikowa wraz z delegacją pracowników administracji. W programie było odwiedzenie pomnika upamiętniającego bohaterów wojny ojczyźnianej oraz przodowników pracy a także odnowionego muzeum krajoznawczego w Taszłe posiadającego bogatą wystawę dotyczącą regionu w której uwzględnione były elementy historyczne, przyrodnicze, geograficzne oraz etnograficzno-archeologiczne. Ku naszej radości dyrektor muzeum pomyślała także o przygotowaniu tablicy poświęconej w całości wydarzeniu przyjazdu Bogusława do miejsca swojego dzieciństwa. Znajdowały się tam zdjęcia z przysiółków gdzie on mieszkał: Grjaznucha (obecnie zwana Majskoje) i Nowoigorowka, zdjęcia osób które znał Bogusław, plany tych przysiółków a także eksponaty znane czasu dzieciństwa (tj. harmonia, stągwie na wodę). 
W wczesnych godzinach popołudniowych pojechaliśmy do Grjaznuchy gdzie odbyło się uroczyste spotkanie po latach z mieszkańcami którzy pamiętali rodzinę Żukowskich. Spotkanie było pełne wzruszeń. Po wystąpieniach władz Taszlińskiego rejonu rozpoczęła się część wspomnieniowa prowadzona przez Panią Wandę. Na początku wystąpiła Pani Nadzieżda Porjadina, która z wzruszeniem opowiadała jak Leonard Żukowski podarował jej spódnicą. Zdobycie takiego materiału przez Pułkownika jak dzieci nazywały Leonarda nie było takie łatwe kiedy całe zaopatrzenie szło na front. Pomimo tego Pan Bogusław pomyślał o dziewczynce. Natomiast młodego Bogusława którego nazywała Boguś i bardzo dobrze kojarzy jak on wspólnie z siostrami odmawiał pacierz. Zawsze pamiętała że był kulturalnym i miłym chłopcem. Szczególnym gościem zaproszonym na tą uroczystość był Pan Jewgienij Iwanow, syn gospodyni u której przebywał Bogusław. Będąc dziećmi wspólnie się bawili. Zobaczyli się pierwszy raz po około 70 latach. Pełne wzruszeń spotkanie obydwóch Panów. Rozmową nie było końca. Spotkanie było długie i częstokrotnie przerywane było wspólnym śpiewaniem dawnych piosenek. 
Po zakończeniu spotkania pojechaliśmy zobaczyć Grjaznuchę w której ku naszemu zaskoczeniu zachował się budynek szkoły do której uczęszczał Bogusław. Niestety w miejscu baraków była tylko łąka. Symbolicznie pobraliśmy ziemię i zabraliśmy ze sobą. Dalsza droga wiodła do Nowigorowki gdzie jedyną pozostałością po przysiółku był cmentarz gdzie pochowani byli żołnierze armii czerwonej. Trudno było się dopatrzeć śladów budynków. Wyjazd do przysiółka miał dodatkowy cel. Pani Wanda nawiązała kontakt z byłym mieszkańcem który ponad 20 lat na prośbę ojca spisał nazwiska wszystkich którzy tam mieszkali a kartkę zakopał po pomnikiem upamiętniającym zmarłych żołnierzy. Teraz po tak długim okresie milczenia uznał że jest to odpowiednia chwila na odkopanie tej butelki. Po chwili kopania ku zadowoleniu wszystkich udało się  odnaleźć butelkę z kartką w środku. Ważny dokument upamiętniający nazwiska mieszkańców ujrzał światło dzienne. Po dniu pełnym wrażeń byliśmy bardzo zmęczeni ale szczęśliwi.
Następne dwa dni przebywaliśmy w Buzułuku gdzie odwiedziliśmy miejsca związane z formowaniem wojsk polskich. Były to przede wszystkim gmach naczelnego dowództwa armii Władysława Andersa, stare koszary żołnierskie w mieście oraz były cmentarz  w Kołtubanowce gdzie pochowani  byli żołnierze którzy umarli w szpitalu w czasie formowania wojsk polskich. Pani Wanda oprowadziła nas także po swojej autorskiej ekspozycji dotyczącej armii W. Andersa prezentowanej w muzeum krajoznawczym.  Oprócz żywych wspomnień z przeżytych przygód, ogarniała nas wdzięczność dla tych wszystkich którzy pomogli zrealizować tą część wyjazdu. Szczególnie jesteśmy wdzięczni Pani Wandzie Seliwanowskiej która  bardzo pomogła w organizacji wyjazdu oraz przygotowaniu program naszego pobytu.
  Bardzo dużą pomoc okazały także władze Soroczyńska i Taszły. Nie można pominąć Rosjan którzy na każdym kroku okazywali nam swoją serdeczność i otwartość. Niestety czas powrotu zbliżał się nieubłaganie i niedzielnego poranka 31.07.2011 dolecieliśmy z Samary do Krakowa.

Łukasz Stachnik

Zdjęcia patrz. w fotogalerii 

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022


Redakcja strony: dr hab Sergiusz Leończyk, dr Artiom Czernyszew

"Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów".
Skontaktuj się z nami
Kliknij aby przeładować
Wymagane jest wypełnienie wszystkich pól oznaczonych gwiazdką *.

Organizacje