Szuszeńskoje to wieś typu miejskiego. Znana jest jako miejsce zsyłki Lenina w latach 1897-1900 i Polaków z okresu powstania Styczniowego. Dzisiaj ich potomków jest około 400. Dokładnych danych niestety brak. Obecnie miasteczko liczy 15 tysięcy osób.
Dookoła Szuszeńska rozciąga się las sosnowy i niewielkie wzgórza. Niedaleko stąd płynie Jenisej. Jak okiem sięgnąć bogate pola. Tutejszy step jest dość dobrze zagospodarowany i wykorzystywany. Znajduje się tutaj kombinat spożywczy, który dostarcza miejscowej ludności i do republiki artykułów pochodzenia mlecznego. W Szuszeńsku stare przeplata się z nowym; stare, piękne drewniane domy otoczone drzewami owocowymi i nowe bloki w centrum. Dzieci i młodzież mają do wyboru trzy szkoły podstawowe, pięć średnich i 4 technika. Ale Szuszeńskoje to przede wszystkim muzeum "pod odkrytym niebem", o powierzchni 6,6 ha. Powstało równo 30 lat temu. W 189. autentycznych domach i przybudówkach z XIX wieku zgromadzono cały kompleks kultury historycznej tego regionu, jego etnografię i architekturę. Są też polskie domy. Wielu Polaków znalazło w muzeum zatrudnienie, a jego dyrekcja jest pozytywnie nastawiona do nich i do polskiej organizacji. Użycza im swoich sal.
68 km od Abakanu na południu Krasnojarskiego Kraju na początku lutego zawiązała się nowa polonijna organizacja. Prezesem została wybrana p.Tatiana Kikiłowa, która od ponad trzydziestu lat jest pracownikiem tutejszego muzeum. Jej dziadkowie trafili tutaj po roku 1863. Do Szuszeńskoje przyjeżdżam raz w miesiącu. Zajęcia odbywają się w bardzo pięknej sali muzeum. Warunki do nauki i pracy tutejszej Polonii są więc wymarzone. Pani Tatiana przy naszym pierwszym spotkaniu oprowadziła mnie po tym wspaniałym i bogatym muzeum "pod odkrytym niebem". Długo opowiadała o zsyłce tutaj Polaków, pokazała ich domy, zasypywała mnie informacjami dotyczącymi polskości na tych terenach. Muszę przyznać, że ta kobieta oczarowała mnie poziomem swojej wiedzy o naszej wspólnej Ojczyźnie.
Na pierwsze zajęcia przyszło 12 osób, później było 25. Korzystamy z książki Blanki Konopki. Jest to bardzo dobry podręcznik. Moi uczniowie pracują z nim samodzielnie. Zawsze ktoś z nich czymś interesującym mnie zaskoczy. A na zajęcia przychodzą ludzie w różnym wieku, dzieci i dorośli. Najstarszym uczniem jest pan Walery. Ma 73 lata. Po naszym drugim spotkaniu nieoczekiwanie podszedł do mnie, wziął za ręce i zaczął dziękować, dziękować,że po tylu długich latach może znowu usłyszeć polską mowę, chociaż nie potrafi mówić po polsku. Jego matka i ojciec po pierwszej wojnie światowej znaleźli się na Syberii, a on sam urodził się właśnie tu. Nie nauczył się języka polskiego od rodziców. Mówi,że nie chciał. I teraz bardzo żałuje, ponieważ gdy przyszła II wojna światowa i na terenach ZSRR formowana była Armia Polska on jako młodzieniec nie wstąpił do niej. Bał się, że bez znajomości języka polskiego nie wezmą go. I po dziś dzień nie może sobie tego darować. Opowiadał mi to wszystko z bólem serca. Boże, jak różne i złożone są ludzkie losy.
Po zajęciach państwo Czarkowscy zawsze zapraszają mnie do siebie. U nich nocuję i rano wracam do Abakanu, żeby zdążyć do szkoły.
Wszyscy są już zarażeni polskością. Ja na swoich zajęciach opowiadam też o historii, tradycjach i geografii naszego kraju, a oni te informacje wchłaniają. Planują stworzenie zespołu taneczno-wokalnego. To twórczy i wartościowi ludzie.
W kwietniu odwiedził tutejszą Polonię minusiński zespół Czerwone Jagody. Właśnie wtedy większość zgromadzonych po raz pierwszy usłyszała piękne polskie melodie i pieśni. Zespół przygotował wszystkim "widzom" teksty śpiewanych piosenek (w transkrypcji) i ten kto się odważył mógł śpiewać razem z nim. O dziwo, śpiewali wszyscy. Jednak na wszystkich twarzach widać było olbrzymie skupienie i zamyślenie. Było to wspaniałe obopólne przeżycie.
Po występie Szuszenianie zaprosili zespół do wspólnego stołu, przy którym wspominano swoich rodziców, dziadków, swoje losy. Polonia Szuszeńska będzie silną, polonijną organizacją. Jestem o tym przekonany i życzę im tego.
Andrzej Malinowski