2/2003 (22): Polacy na południowym krańcu Afryki

Południowa Afryka, kraj złota i diamentów, przyciągała z całego świata - także z Polski, poszukiwaczy tych szlachetnych kruszców. W 1867 r. odkryto w Kimberley złoża diamentów a w dwadzieścia lat później złoża złota w Johannesburgu. Tę bogatą krainę na południowym krańcu Afryki określano rajem na ziemi, która z biegiem czasu przekształciła się w piekło złota i diamentów.

ODBYWAJĄC wędrówki reporterskie po świecie śladami Papieża Rodaka i Polaków dotarłem również do Południowej Afryki zatrzymując się kilka tygodni w tym niebezpiecznym kraju. Zebrałem bardzo cenne informacje o rodakach mieszkających tam dawniej i obecnie. Pierwsze polskie ślady na południowym krańcu świata można spotkać w połowie XVI wieku. Do Przylądka Dobrej Nadziei dopłynął na statku portugalskim Erazm Kretowski, kasztelan brzeski i gnieźnieński. Pół wieku później również na statku portugalskim zawinął do połudiowych brzegów Afryki kapitan Krzysztof Pawłowski z Gdańska. Pod koniec XVI i na początku XVII ww coraz więcej polskich marynarzy i kapitanów dobija do południowych brzegów Czarnego Lądu.

W 1643 r. polski jezuita Michał Boym po otrzymaniu błogosławieństwa od papieża Urbana VIII udał się z misją do Afryki i przebywając na południu kontynentu opisał te krainę a mieszkających tam ludzi nazwał Kaframi. Nazwa ta funkcjonuje do dnia dzisiejszego. W pierwszej połowie XVIII w. o Przylądek Dobrej Nadziei ocieraj ą się polscy misjonarze jezuici udający się do Indii, Chin i Japonii.

W końcu XVIII i na początku XIX w żołnierze polscy pełniący służbę w wojsku napoleońskim, po dostaniu się do niewoli brytyjskiej wstępowali często do armii Imperium i dobijali do portów południowo-afrykańskich. W czasie zaborów, marynarze i oficerowie polscy dopływali na południe Afryki również statkami carskimi. Należy wspomnieć, że urodzony w Polsce, światowej sławy pisarz Józef Konrad (Conrad) Korzeniowski, który w 1886 r. przyjął obywatelstwo brytyjskie, jako marynarz w stopniu kapitana wielokrotnie opłynął Przylądek Dobrej Nadziei.

Na początku XX w miała miejsce pierwsza większa fala do Południowej Afryki osadników z Polski, będącej pod trzema zaborami. W latach 1902 -1911 do tego kraju przybyło 381 osób urodzonych w Polsce, 3 227 na Litwie i 3 062 w Rosji.

Przybysze ze Wschodu byłi w większości polskimi Żydami. W latach 20-tych i 30-tych nasiliły się przyjazdy ludności polsko-żydowskiej. Dane statystyczne z 1936 r. podają, że na przestrzeni 13 lat przybyło do Południowej Afryki 2 826 osób z Polski i 8 744 z Litwy. W Johannesburgu powstała w pierwszej połowie lat 30-tych organizacja pod nazwą "Polsko-Hebrajskie Sto-warzyszenie Dobroczynności" a w Kraju Przylądkowym "Federacja Żydów Polskich".

Afrykańska gorączka złota i diamentów przyciągnęła wiele osób z terenu dawnej Rzeczypospolitej. Między Polakami i Żydami wytworzyła się silna konkurencja a jednocześnie i pewna konsolidacja interesów, w myśl zasady, że Żyd chytry i Polak chytry. Obydwie te nacje żyły pod polskim i zaborczym niebem. Na obczyźnie łatwiej następowało połączenie Starego Przymierza z Nowym Przymierzem. Niektórzy już wcześniej przeszli z wyznania mojżeszowego na katolicyzm. Dopiero połączenie Starego Testamentu z Nowym daje wieczne przymierze z Bogiem, czyli wiekuistą szczęśliwość.

W latach II wojny światowej do Południowej Afryki dotarło ponad 12 tyś. żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Pierwszymi byli żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, czyli tzw. karpatczycy, którzy przybyli z Egiptu. Z północnej Afryki ewakuowano ok.300 rannych polskich żołnierzy. Po wyzdrowieniu większość z nich wróciła do swoich oddziałów. Na cmentarzu w Johannesburgu widziałem kilka mogił polskich żołnierzy z II wojny światowej, na których nagrobkach widnieją godła polskie z koroną. W okresie od 1942 do 1944 r. hospitalizowano ponad 1000 polskich żołnierzy. Część z nich pozostała w tym kraju.

Na wiosnę 1943 r. przypłynęło statkiem brytyjskim przez Zatokę Perską i Ocean Indyjski do Durbanu, a następnie do Portu Elizabeth 500 polskich dzieci i młodzieży. Były to przeważnie sieroty i półsieroty z Kresów Wschodnich przedwojennej Rzeczypospolitej. Umieszczono je w ośrodku w Oudtshoorn w prowincji Przylądkomej. Ośrodek tem nazwano Domem Polskich Dzieci "Krzyż Południa". Wśród tej grupy było 200 dziewcząt i 300 chłopców. Opiekowało się nimi ponad 400 dorosłych osób, miedzy innymi nauczyciele. Wielkie zasługi położył żyjący do dnia dzisiejszego w Warszawie prof. Tomasz Strzembosz. Założono dla nich dwie szkoły powszechne, w których kształciło się ok. 340 osób. Istniało gimnazjum mechaniczne dla chłopców, szkoła handlowa dla dziewcząt i gimnazjum bieliżniarsko-krawieckie. Ośrodek w Oudtshoorn od połowy 1944 r. wydawał tygodniową gazetę pt. "Krzyż Południa" w nakładzie 125 egzemplarzy, czyli do "użytku wewnętrznego", która informowała o Polsce i ułatwiała adaptację do nowych wamnków. Absolwenci tych szkół byli ideowymi Polakami.

Po zakończeniu II wojny światowej przybyło do Południowej Afryki ok. 1000 Polaków. Byli to przeważnie żołnierze Polskich Sił Zbrojnych z Wielkiej Brytanii, Francji i z obozów jenieckich. W 1948 r. powstało Zjednoczenie Osadników Polskich w Południowej Afryce z siedzibą w Johannesburgu. Organizacja ta miała charakter niepodległościowy.

Z początkiem lat 60-tych, gdy w Republice Południowej Afryki zaczął się boom gospodarczy, który trwał ćwierć wieku, Polacy próbowali na różne sposoby dostać się do kraju złota i diamentów. Władze RPA dokonywały ostrej selekcji w obawie przed importem ideologii komunistycznej. W połowie lat 60-tych przybyła spora grupa Polaków z obozów uchodżczych z Austrii i ze środowiska polonii rodezyjskiej. W latach 70-tych napływali do RPA Polacy ze środowisk emigracji polskiej z różnych krajów. Przeważnie byli to fachowcy (inżynierowie, lekarze) na kontraktach.

Z powstaniem "Solidarności" w 1980 r. i następnie wprowadzeniem 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego, czyli tzw. wojny jaruzelsko-polskiej zaczął się exodus Polaków do RPA z obozów uchodżczych z Austrii, Niemieckiej Republiki Federalnej i Włoszech. Koncerny przemysłowe werbowały ludzi z wysokimi kwalifikacjami zawodowymi. W Wiednia do Johannesburga organizowano dwa razy w tygodniu loty czarterowe. Przerzucano nim przeważnie mężczyzn w wieku od 25 do 40 lat. Po wprowadzeniu stanu wojennego, w Boże Narodzenia 1981 r. zeszło ze statków ok.70 polskich marynarzy, którzy otrzymali azyl polityczny, prawo pobytu i kontrakt na prace.Według danych szacnkowych w okresie od wprowadzenia stanu wojennego w Ojczyźnie do końca 1982 r. przybyło z Wiednia do RPA ok. 4 tyś. Polaków. W drugiej połowie lat 80-tych w wyniku nacisku Afrykańskiego Kongresu Narodowego(ANC) Nelsona Mandeli przyhamowano ruch imigracyjny do tego kraju. Jednak Polacy różnymi metodami przedzierali się do Południowej Afryki.

Wśród kilkunastotysięcznej spo-łeczności polskiej w Południowej Afryce duży odsetek stanowili lekarze, inżynierowie i technicy. Z urzędu w Pretorii otrzymałem wykaz ok.400 polskich lekarzy, którzy skończyli studia medyczne w Polsce. Do tej liczby należy dodać pomocniczy personel medyczny. Zarabiali oni bardzo dobrze i mieli wspaniałe warunki bytowe, często domy z basenami.

Jeśli idzie o rozmieszczenie terytorialne, to najwięcej Polaków, zarówno dawniej jak i obecnie zamieszkuje w Johannesburgu i Pretorii, oraz w pobliżu tych miast, następnie w Natalu nad Oceanem Indyj-skim, szczególnie w Durbanie. Sporo naszych rodaków osie-dliło się w Kapsztadzie przy Przylądku Dobrej Nadziei.

Pokładajmy nadzieje w polską obecność na Syberii, gdzie w lecie jest w nocy o wiele cieplej niż w Południowej Afryce. W czasie snu marzłem pod kocykiem, podob-nie rano powietrze jest rześkie i trząsłem się z zimna.

Polacy w RPA powołali kilkanaście organizacji o charakterze społeczno-kulturalnym oraz młodzieżowych i zawodowych. W Johannesburgu funkcjonuje od wielu lat "Zjednoczenie Polskie w Południowej Afryce", w stolicy Pretorii położonej blisko Johannesburga działa "Rodzina Polska", w Sekundzie "Zrzeszenie Polskie". Od wielu lat aktywne jest "Stowarzyszenie Polskich Komba-tantów" oraz "Stowarzyszenie Techników Polskich". Działa również "Związek Polskich Lekarzy i Dentystów". Istnieją drużyny harcerskie, zespoły folklo-rystyczne, szkółki nauki języka polskiego, ale nie są one tak aktywne jak na Syberii, zwłaszcza jak w Abakanie.

Opiekę duszpasterską nad Polakami prowadził przez wiele lat ks. infułat Jan Jaworski, rektor Polskiej Misji Katolickiej. Wspierają go księża Chrystusowcy. Niestety, najbogatsza emigracja polska w świecie, w przeciwieństwie do polskich zesłańców na Syberii i ich potomków, nie wybudowała świątyń. Natomiast niezwykle aktywne sąpolskie siostry ze zgromadzenia Sióstr Służebniczek Starowiejskich na czele z siostrą Romana Stępnik, które wspaniale pracuj ą w Południowej Afryce od II wojny światowej.

Wielu moich rozmówców wyznało, że za czasów tzw. apartheidu, czyli segregacji rasowej i przywilejów białych kosztem czarnych dorobiło się fortuny i że Południowa Afryka była dla nich rajem na ziemi podobnie jak Chakasja małym rajem w południowej Syberii dla polskich zesłańców i ich potomków.. W ostatnich latach po dojściu czarnych do władzy raj ten zamienił się w piekło. Niektórzy ze strachu opuścili Południową Afrykę i udali się do Australii, Kanady i innych krajów, lub powrócili na ojczyzny łono przybywając z ciepłego kraju do swoich gniazd nad Wisłą.

Na zdjęciu: Autor wśród miejscowych dziewcząt.


< powrót

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022


Redakcja strony: dr hab Sergiusz Leończyk, dr Artiom Czernyszew

"Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów".
Skontaktuj się z nami
Kliknij aby przeładować
Wymagane jest wypełnienie wszystkich pól oznaczonych gwiazdką *.

Organizacje