W południowo – zachodniej Polsce, w paśmie przepięknych gór Sudetów, leży znana miejscowość wczasowo – turystyczna Karpacz, którego uroki i walory wypoczynkowe są znane i wielce cenione nie tylko przez Polaków, ale też przez mieszkańców wielu krajów europejskich. W zimowe miesiące Karpacz przyciąga amatorów narciarstwa i saneczkowania, a w pozostałe kwitnie tu piesza turystyka górska po malowniczych trasach wytyczonych wśród lasów oraz szumiących potoków i wodospadów. Do tego oszałamia przyjezdnych wspaniała architektura, łącząca elementy starej zabudowy śląskiej z akcentami góralskich budowli, wykonanych ręką współczesnych tatrzańskich rzemieślników.
W tym turystycznym raju w dniach 17 – 23 maja 2004 roku umówili się na kolejne, po dwóch latach, spotkanie wychowankowie byłych syberyjskich domów dziecka. Poprzedni zjazd odbył się w 2002 roku w Iławie na terenie Warmii i Mazur, o czym wychodzące na Syberii polonijne pismo „Rodacy” informowało w trzecim numerze z 2003 roku.
Idea zjazdów sierot syberyjskich zakiełkowała w 1992 roku w środowisku wrocławskich Sybiraków. Wyłoniony spontanicznie Komitet Organizacyjny Zjazdu, na którego czele stanął Zbigniew Kluz, pod patronatem Zarządu Głównego reaktywowanego w 1989 roku Związku Sybiraków oraz przy wydatnej pomocy ówczesnego dowódcy Śląskiego Okręgu Wojskowego – generała Tadeusza Wileckiego i jego zastępcy generała Janusza Ornatowskiego, zorganizował pierwsze w dziejach powojennej Polski spotkanie młodocianych ofiar stalinowskich represji. Spotkanie odbyło się we Wrocławiu i pozostawiło w sercach około 300 uczestników niezapomniane wrażenia i potrzebę dalszych kontaktów. Dla historii przyjęto dla tego spotkania nazwę: Pierwszego Zjazdu Wychowanków Byłych Syberyjskich Domów Dziecka.
Do Karpacza, na VII już z kolei zjazd przybyło około 150 „syberyjskich sierot”, w tym siedmioro wychowanków „diet domu” w Małej Minusie: rodzeństwo Janina i Bolesław Włodarczykowie, Janina Bołonkowska, bracia Antoni i Jerzy Lewiccy oraz siostry Anna i Helena Sidlarewicz. Organizatorem i gospodarzem imprezy była prezes jeleniogórskiego oddziału Związku Sybiraków - Bożena Dudzińska, której ofiarnie asystował gospodarz poprzedniego zjazdu w Iławie, prezes olsztyńskiego oddziału Związku Sybiraków - Eugeniusz Grabski.
Wśród uczestników spotkania, szczególne zaciekawienie budził gość honorowy z dalekiej Syberii, prezes Kulturalno-Narodowej Organizacji Społecznej „Polonia” w Abakanie - Sergiusz Leończyk. Posunięci już mocno w latach, byli wychowankowie syberyjskich domów dziecka, traktowali Pana Sergiusza z jednej strony jako emisariusza odległej Syberii, budzącej nie zawsze pozytywne skojarzenia, z drugiej zaś, uważali go za „swojaka” i obdarzali niemal rodzicielskimi uczuciami. Niektórzy z przybyłych „minusińczyków” byłi już dobrymi znajomymi prezesa z racji poprzednich spotkań na Syberii oraz w Iławie i Malborku. Do grona nowych przyjaciół dołączyli: Janina Włodarczyk i Antoni Lewicki. Inni, poznani wcześniej wychowankowie sierocińca w Małej Minusie, nie przyjechali do Karpacza głównie z przyczyn zdrowotnych.
Organizatorzy zjazdu zadbali przede wszystkim o możliwość czynnej rekreacji zdrowotnej uczestników, stąd też w programie przewidziano wiele wycieczek autokarowych i pieszych, nie tylko na terenie Polski, ale także w ościennych obszarach Niemiec i Czech. Niezrównanym znawcą uroków Karpacza był Antoni Lewicki, mieszkający tutaj na stałe od czasów tuż powojennych. Nieliczna grupa szczęśliwców, trzymająca się podczas spacerów Pana Antoniego, poznała dzięki niemu wiele zakątków miasta, których próżno szukać w dostępnych przewodnikach turystycznych.
Podczas wędrówek, pełnych reminiscencji i dyskusji, opowiadano sobie ze wzruszeniem o wydarzeniach zapamiętanych z lat wojennego dzieciństwa; przygodach i zawiązanych na całe życie przyjaźniach, a wśród „minusińczyków” przywoływano wspomnienia sławetnych „pikulek”, „ranietek” i „siery”. Niekłamaną radość z możliwości spotkania i przebywania razem gasiły, niestety, częste refleksje o kurczeniu się szeregów żyjących wychowanków.
Na zakończenie zjazdu, żegnając się, uczestnicy zapewniali o swej niezłomnej woli udziału w następnych spotkaniach i oby tylko zdrowie im na to pozwoliło.
Bolesław WŁODARCZYK
Bolesław Włodarczyk, Janina Bołonkowska, Janina Włodarczyk
Przemawia p.Bolesław Włodarczyk
Poczet sztandarowy przed kościołem w Karpaczu, z lewej Bolesław Włodarczyk z małżonką
Wodospad w Karpaczu
Przyroda okolic Karpacza
BOŻENA DUDZIŃSKA - Prezes jeleniogórskiego oddziału Związku Sybiraków
Tragiczny los polskich dzieci w czasie II wojny światowej deportowanych w latach 1939-1941 w głąb ZSSR
Referat wygłoszony na otwarcie VII Zjazdu Syberyjskich Wychowanków Domów Dziecka 18 maja w Karpaczu
Kampania wrześniowa 1939 roku kojarzy się wśród większości Polaków z wojną z Niemcami. Ta walka i zbrodnie dokonane na narodzie polskim, są dobrze znane, czego nie można powiedzieć o agresji sowieckiej na kresy wschodnie II Rzeczypospolitej w dniu 17 września 1939 roku.
Ten fakt historii w okrutny sposób zmiótł z powierzchni wschodniej Polski setki tysięcy ludzi, często o niebywałej inteligencji i zdolnościach: naukowców, pisarzy, prawników, księży, polityków, ponad 22 000 polskich oficerów, a przede wszystkim polskich patriotów.
Wywieziono ponad 1 200 000 Polaków w tym, jak podają źródła było ponad 300 000 dzieci polskich w wieku do 16 lat.
Byłoby to wielką tragedią dla narodu polskiego i przyszłych pokoleń, gdyby ogromne rzesze sybiraków tych, którzy wrócili, nie robili wszystkiego, aby nasze okrutne dzieje przeszły do historii i aby poznało je całe społeczeństwo i to nie tylko w Polsce, a również w całej zjednoczonej Europie.
Po 17 września 1939 roku ponad milion Polaków znalazło się w kraju, który nie uznawał norm moralnych, etycznych i prawnych. W kraju, w którym zesłańcy spotkali się z przemocą, zakłamaniem i podstępem, a warunki życia były okrutne i nieludzkie.
Dlatego sybiracy i dziś nie mogą uporać się z tym, aby zapomnieć o swoim tragicznym losie. Szczególnie to dotyczy dzieci. Do Polski powróciło około 70 000 dzieci. A więc tylko, co 3-4 dziecko. Te, które przetrwały pierwszą zimę na Syberii, przestały się bawić i płakać. Upodobniły się do dorosłych; pożółkłe, milczące, zapatrzone w pustkę.
Te dzieci mogły mieć po 10 lat, a wyglądały na 5-6 letnie, była to skóra i kości. Trudno było określić ich wiek, a nawet płeć. Dzieci te nie były ubrane. Miały na sobie szmaty, bardzo chude i wyniszczone.
Szczególną gehennę przeszły te, które na wygnaniu zostały sierotami lub półsierotami. Dużą część tych dzieci trafiała do sierocińców sowieckich, gdzie zmieniono im imiona i nazwiska. Trudno było ustalić ich narodowość. Plon zbierały choroby takie jak: dyzenteria, tyfus, gruźlica i inne. Taką tragiczną dolę dzielili dorośli i dzieci do 12 sierpnia 1941 roku.
Dopiero po tej dacie ludność polska odzyskała polskie obywatelstwo i pomimo oporów i niechęci władz sowieckich powołano 353 placówki mężów zaufania i objęto minimalną opiekę ludność polską, ale też tylko tam, gdzie można było do niej dotrzeć.
Po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, opiekę nad ludnością polską przyjęła ambasada Rządu emigracyjnego w Londynie. Ogromną rolę w tym przedsięwzięciu odegrał generał Wł.Sikorski.
Na terenie ZSSR zostały powołane delegatury w 20 obwodach takich, jak archangielski, wołgogradzki, kirowski, mokotowski, swierdłowski, kustanajski, Czelabiński, omski, północno-kazachski, uzbecki, tadżycki, turkmeński i w 8 innych.
Po tzw. amnestii w lipcu 1941, sytuacja polskich dzieci była nadal tragiczna. Śmiertelność sięgała 30 % i była dwa razy wyższa niż ludzi dorosłych. Już w tym czasie ponad 75 % polskich dzieci była sierotami i półsierotami. Migracja ludności polskiej do miejsc formowania oddziałów wojskowych dodatkowo zwiększała śmiertelność wśród dzieci.
Opieka nad dziećmi, głównie nad sierotami była naczelnym celem ambasady RP w ZSSR. Pierwszym zadaniem było zorganizowanie instytucji opiekuńczych i wychowawczych dla sierot. Drugim – zapewnienie nauki języka polskiego, gdyż wiele dzieci w tym czasie już nie mówiło po polsku.
Delegatura ambasady RP w Kujbyszewie do połowy 1942 roku zorganizowała 175 przedszkoli dla 5 865 dzieci, 43 szkoły dla 2 990 uczniów i 139 sierocińców dla 9 000 wychowanków.
Dzięki armii polskiej utworzono 19 placówek opiekuńczych i wychowawczych, 8 sierocińców, 3 szkoły junackie, 1 szkołę powszechną łącznie dla 400 dzieci. Z nowosybirskiej obłasti i kraju krasnojarskiego umieszczono w placówkach opiekuńczych około 3 900 dzieci.
Po odejściu Armii Polskiej do Iranu sierocińce te zlikwidowano. Zostały tylko w Jungi-Jul i w Pasztabadzie. Najszybciej rozwijały się sierocińce, domy dziecka i przedszkola na terenie republik: tadżyckiej, kazachskiej i turkmeńskiej. We wszystkich rejonach powstało w tym czasie około 55 domów dziecka dla 3 654 wychowanków, 18 przedszkoli i 28 szkół dla 16 000 dzieci. Stanowiło to jednak zaledwie 10 % wszystkich dzieci potrzebujących opieki.
W radzieckich domach dziecka – dietdomach, było też około 5 000 polskich dzieci. Na całym terenie ZSSR znanych było 11 dietdomów. W każdym z nich było od 10 do 100 polskich wychowanków.
Wraz z Armią gen. Andersa miało szczęście być ewakuowanych 17 351 dzieci. Znalazły się one w Afryce, na Bliskim Wschodzie, w Indiach, Meksyku, a nawet w Nowej Zelandii.
Po zerwaniu stosunków polsko-radzieckich 1 marca 1943 roku powstaje pod egidą ZSSR Związek Patriotów Polskich. Na 1 Zjeździe 9-10 czerwca 1943 roku podjęto decyzję o roztoczeniu opieki nad polskimi dziećmi. Uznano potrzebę organizacji nowych i rozbudowę już istniejących placówek opiekuńczo-wychowawczych dla dzieci polskich. Według ambasady RP w ZSSR w tym czasie przebywało na zesłaniu 90 000 dzieci i młodzieży do lat 16, w tym 29 000 sierot i półsierot. Opieką objętych było tylko 8 000 z tych dzieci.
Według statystyki Związku Patriotów w 1945 roku przebywało w ZSSR 60 385 dzieci i młodzieży do lat 16. Widzimy, więc, od 1943 roku ubyło ich aż 29 615.
Z danych sowieckich do wyjazdu do Polski zakwalifikowano 233 203 osoby, w tym 68 546 dzieci i młodzieży do lat 16. Z tej liczby 7 138 wychowanków oraz personelu znajdowało się w 52 polskich placówkach wychowawczych i w kilkunastu sowieckich. Ile polskich dzieci nie objęto tą statystyką, dziś nie wie nikt i prawdopodobnie nigdy się nie dowie. Wiadomo tylko, że z sierocińców przyjechało do Polski ponad 3 980 dzieci i młodzieży.
Wywieziono z Polski ponad 300 000 dzieci, a powróciło zaledwie około 70 tysięcy. Wynika z tego, że ponad 70 % polskich dzieci zmarło lub pozostało na „nieludzkiej ziemi”. Dane te obrazują cały tragizm, zgotowany przez obłędny system stalinowski, niewinnym dzieciom polskim.
Reasumując to moje krótkie wystąpienie na temat dzieci i opieki nad nimi na zesłaniu, pragnę podkreślić, że jest to zaledwie muśnięcie tego tematu.
Dzieci na zesłaniu nie poznały smaku, co to jest ser, masło, mięso, warzywa, owoce. Błagały jedynie o kromkę chleba. Poza tym musiały pracować od najmłodszych lat. Od 12 roku życia praca była normą.
Na temat losu sybiraków powstało już trochę opracowań i wspomnień, mniej jest opisów dotyczących losu polskich dzieci oraz sierot. Gorąco państwa zachęcam do publikacji.
Ja sama też podzieliłam los dziecka Sybiru. Wywieziona zostałam z Rokitna, 10 lutego 1940 roku, miałam 10 miesięcy. Ojciec zginął w Ostaszkowie – był komendantem P.Policji. Na zesłaniu przebywał z mamą w kokczetawskiej obłasti. Wróciłam do Polski w maju 1946 roku i ważyłam około 10 kilogramów.
Dane liczbowe tego wystąpienia opracowałam na podstawie: Daniel Boćkowski – „Jak pisklęta z gniazd”, Zbigniew Siemaszko – „W sowieckim osaczeniu”, Witold Machoń – „To już 60 lat od tamtych dni”.