W dniach 20-26 listopada w Abakanie tradycyjnie już po raz 6 odbyła się konferencja nauczycieli języka polskiego regionu Syberii połączona z V seminarium nauczycieli języka polskiego, muzyki i choreografii. Seminarium zostało przeprowadzone przez metodyków Polonijnego Centrum Nauczycielskiego z Lublina – Jacka Szpunara, Małgorzatę Wróblewską i Leszka Gęcy. Zorganizowanie konferencji i seminarium – zasługa Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", Wydziału Konsularnego RP w Moskwie i Ministerstwa edukacji i nauki Republiki Chakasji.
Tegoroczne seminarium i konferencja zbiegły z tradycyjnie obchodzonymi w Chakasji Dniami Kultury Polskiej i Języka. W ramach Dni odbyły się pokazy filmu polskiego w Centrum Polskiej Książki przy Bibliotece Narodowej Chakasji, otwarcie w muzeum Szuszeńskoje wystawy o losach Polaków na południu Syberii "Srebrne nici pamięci" (szczególne podziękowanie za wsparcie Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie"). Uroczystym zakończeniem Dni stał się koncert zespołu "Syberyjski Krakowiak" z nowym programem "Jesień krakowska".
Kurs metodyczny "Metodyka nauki języka polskiego na Syberii". Przeznaczony on był nauczycieli języka polskiego pracujących między Uralem a Bajkałem. Przyjechało ponad 25 nauczycieli: od Omska na zachodzie, po Tomsk, Bijsk, Krasnojarsk, Sajanogorsk, Żeleznogorsk, czy Irkuck, Ułan-Ude, Usolie Syberyjskie na wschodzie oraz z samego Abakanu.
Dla mnie oznaczało to 16 godzin jazdy, najpierw autobusem z Bijska do Nowokuźniecka, a potem w całkiem komfortowych warunkach nocną plackartą do Abakanu, gdzie już o 8 rano z biało-czerwoną flagą w dłoni na peronie czekała na nas Ludmiła Bronisławowna Koczetowa, zastępca Sergiusza Leończyka, jednego z głównych organizatorów konferencji i przewodniczącego abakańskiej Polonii. Bardzo szybko zakwaterowano nas w hotelu "Abakan" mieszczącym się w samym centrum miasta. Okazało się ono na tyle kompaktowe, że np. w ścisłym centrum obok hotelu mieliśmy do dyspozycji stołówkę, na której wyśmienicie nas karmiono (prawdziwie po syberyjsku, a więc od mięsa począwszy na śniadanie), a 5 minut pieszo od nas znajdowała się Główna Biblioteka i Dom Kultury, w których odbywały się zajęcia. Dodam jeszcze, że organizatorem konferencji była nie tylko abakańska Polonia, ale także rząd Republiki Chakasji, której przedstawicielka od spraw kultury i sztuki otworzyła konferencję podkreślając kolejny rok ścisłej współpracy między Polskim Centrum a rządem republiki.
Same zajęcia obejmowały głównie szeroko pojętą kulturę i wiedzę dotyczącą obyczajów polskich, pieśni i tańca, ale także metodykę języka. Kadrę wykładowców reprezentowali Małgorzata Wróblewska, Leszek Gęca i Jacek Szpunar pracujący na co dzień w lubelskim Polonijnym Centrum Nauczycielskim. Ze swej strony chciałbym pochwalić prowadzących, iż same zajęcia nie dotyczyły tylko ścisłej metodyki, a bardzo często koncentrowały się na sprawach, w których nauczyciele-filolodzy mogą czuć się niepewnie (a przynajmniej ja w tej dziedzinie odczuwam braki): tańcu, śpiewie oraz zwyczajach i tradycjach polskich. Poznaliśmy nie tylko stare, nieznane polskie pieśni czy przyśpiewki, ale także nauczyliśmy się tańczyć podstawowe polskie tańce czy po prostu "pląsać", jak napisano w jednym ze śpiewników. Zajęcia uzupełniły rozmaite gry i zabawy pomiędzy uczestnikami, tak że po pierwszym dniu wszyscy czuliśmy się jak dobrzy przyjaciele. A trzeba przyznać, że na konferencji znaleźli się zarówno debiutanci jak i stare nauczycielskie wygi (był ktoś bodajże już piąty raz).
Najbardziej cenną dla mnie okazała się możliwość wymiany doświadczeń pedagogicznych z innymi nauczycielami-Polakami pracującymi w Syberii, gdyż tak naprawdę człowiek pracujący pojedynczo nigdy nie ma punktu odniesienia do swojej pracy. Interesowało mnie wszystko: ile godzin w tygodniu uczą się dzieci w innych miastach; jaki jest ich wiek; czy uczą się tylko języka czy może czegoś więcej; jaki stosunek przedstawiają lokalne szkoły do nauk języka polskiego na ich terytorium; w jakim stopniu nauczyciele są związani z organizacjami polonijnymi, kościołem:itp. Okazało się, że wszędzie i zawsze problemy będą, jeśli nie takie same, to przynajmniej podobne. Przez chwilkę poczułem się jak mały, ale wartościowy trybik w dużej maszynie, która można nazwać:No właśnie. Jak? Polska oświata? Pamięć Polski o rodakach? Polskość za granicami naszego kraju? To tylko metafory i myślę, że każdy z nauczycieli indywidualnie wpisuje się w jedną/każdą z tych definicji. I jak przyjemnie brzmią dla nas, nauczycieli polskie słowa w ustach Rosjan polskiego pochodzenia. Jaką przepiękną polszczyzną mówi p. Swietłana z Ułan-Ude czy p. Natalia z Irkucka. To naprawdę cieszy i pokazuje, że nasza praca ma sens.
W samym Abakanie trzeba pochwalić przejrzystą architekturę miasta (centrum zbudowano na planie krzyża, więc ulice położone są wobec siebie prostopadle i równolegle); czystość ulic, na których nocą palą się latarnie; zieloność miasta czy choćby przyjazny stosunek lokalnych mieszkańców do obcokrajowców – co krok spotkaliśmy się z dowodami sympatii czy choćby z zaproszeniem do wspólnej rozmowy. Podobnie jak ostatniego dnia naszego pobytu, gdy wszyscy uczestnicy zostali zaproszeni do chakaskiej jurty na koncert Eugenija Uługbaszewa, który grą na lokalnych instrumentach i gardłowym śpiewem pokazał co na prawdę znaczy szamańska muzyka i egzotyka. Po koncercie poczęstowano nas goriłką na orzechach cedrowych, a następnie większość uczestników oddało się fotografowaniu z muzykiem i Chakaskami w narodowych strojach, które wspierały go wokalnie podczas koncertu. Oprócz tego ostatnie dwa dni popołudniami spędziliśmy na zwiedzaniu miasta i okolic – w lokalnym teatrze lalek "Bajka" obejrzeliśmy sztukę dla dzieci: słodko-gorzki monodram o losach syna, który porzucił własną matkę, gdyż został marynarzem. I jak to w bajkach bywa, miłość synowska zwyciężyła i ostatecznie do mamy swej wrócił na stare lata.
Dodam, że był to wyjątkowo muzykalny dzień, gdyż przed koncertem muzyki chakaskiej zostaliśmy zaproszeni na koncert "Syberyjskiego Krakowiaka". Każdemu, kto czyta w miarę systematycznie "Rodaków", ta nazwa nie powinna być obca. To zespół wokalno-taneczny założony w 1997 roku w Abakanie, a którego główną rolą jest promocja polskiego tańca i pieśni, a także podtrzymanie polskiej tradycji ludowej. Zespół w strojach ludowych nie tylko przedstawił polskie tańce narodowe, ale także mogliśmy usłyszeć recytację kilku polskich wierszy czy choćby starą, dziecięca, piosenkę "Idziemy na jagody", która sam dobrze pamiętam z dzieciństwa. Przez chwilę łezka w oku się zakręciła. I podkreślić trzeba, że całe wydarzenie odbyło się przy pełnej sali Domu Kultury, w której zasiadali w większości Rosjanie. Bo "Syberyjski Krakowiak" to nie zespół znany tylko wśród chakaskich polonusów, ale uznany zespół, który koncertował nie tylko w Rosji, ale i w Europie.
Mówiąc o polskości tamtych rejonów nie sposób nie wspomnieć o Minusińsku. To położone o 25 km od Abakanu miasteczko z urokliwym centrum także zapisało się na kartach dziejów polskich zsyłek. W XIX wieku znaleźli się tu polscy więźniowie skazani za udział w powstaniach listopadowym i styczniowym. To właśnie nim poświęcona jest jedna z sal tamtejszego muzeum (Muzeum im. Nikołaja Martjanowa), które oprócz bogatych zbiorów z zakresu biologii, flory i fauny Chakasji czy archeologii, etnografii posiada swoiste kąciki o zapomnianych zesłańcach. Po dziś dzień można oglądać w muzeum polskie książki, gdzie zachowały się m.in. dzieła Kraszewskiego, Orzeszkowej czy Sienkiewicza. Podobnie zresztą jak w niedalekim Szuszeńskoje, dokąd pojechaliśmy w następnej kolejności. Samo miasteczko powoli zamienia się w swoisty skansen, gdyż to właśnie tam w latach 1897-1900 zesłany był Lenin i staraniem lokalnych władz najstarsza część miasta stara się zachować wygląd sprzed 100 lat. Same domy stoją puste i są udostępniane wyłącznie turystom. Na początku przywitano nas prawdziwie staro-ruską kuchnią: zjedliśmy chłodnik wraz z kaszą, ogórkami i kotletem mielonym popijając to wszystko przepysznym kwasem chlebowym. Po czym po domach oprowadził nas przewodnik: zobaczyliśmy, w jakich warunkach żyli wtedy ludzie. Można było zajrzeć do lokalnej gospody, sklepu, a także przekonać się, jak wyglądało miejscowe więzienie. Oczywiście, przewodnik wbijał nam do głów, że "Lenin tu zrobił to, a tam zrobił tamto:". Jednak nas najbardziej zaciekawiły ślady polskości w tej małej miejscowości, bowiem po zesłańcach zostały dobrze zachowane modlitewniki po polsku, spisy zesłańców ze swojsko brzmiącymi nazwiskami jak np. Korzeniowski. Przedmioty i dokumenty, które pozostały od rodzin polskich – można było zobaczyć na nowej wystawie o Polakach "Srebrne nici pamięci".
O tym wszystkim można też przeczytać w książce "Historia i kultura Polaków Syberii", której wydanie zaprezentował w muzeum na koniec wycieczki prezes S. Leończyk. Jest to zbiór artykułów autorstwa naukowców, nauczycieli czy zwykłych pasjonatów historii, które zebrał dr Leończyk. Specjalnie podkreślam tytuł naukowy, gdyż prezes polonii abakańskiej doktoryzował się na Uniwersytecie Szczecińskim z losu zesłańców jenisejskich, więc jakość książki gwarantowana!
Zapadał już zmierzch, kiedy przez most na rzece Abakan wjechaliśmy do stolicy Chakasji.
Ostatniego dnia nikt nie miał humoru, bowiem przyszła pora rozstania. Zdążyliśmy jedynie pożegnać się podczas ostatniej kolacji, wznieść toasty za pomyślność, wymienić się adresami i telefonami, by powolutku, powolutku zacząć się pakować i podążać na dworzec kolejowy.
Patrząc z dystansu na ów kurs, dowiedziałem się, że mimo pewnej samotności (bo bardzo często w dużych miastach jest raptem jeden, dwu nauczycieli języka polskiego), to nasza praca ma sens. Spotkanie i rozmowy z Basią z Ułan-Ude, Asią z Usole, Wiolą z Krasnojarska, Swietłaną też z Ułan-Ude pokazały, że kropla drąży skałę. Że nie zawsze liczą się doraźne efekty, ale to, póki są nauczyciele języka polskiego; póki są uczniowie zainteresowani odległym o 6000 km tym krajem, póty jest nadzieja i nasza praca ma sens.
Dodać trzeba ogromne podziękowanie p. Leończykowi za trud i możliwość organizacji owej konferencji.
Paweł JOŃCA,
Bijsk, Kraj Ałtajski