Imię Stanislawa Moniuszki stosunkowo mało jest znane poza granicami Polski. Jego twórczość skupiona przeważnie na muzyce wokalnej nie zyskała, w odróżnieniu od dorobku Chopina, rozgłosu w świecie, pozostawszy na zawsze majątkiem kultury wyłącznie polskiej. Zresztą ostatnio, nawet w samej Polsce, muzyka twórcy opery narodowej stała się wyraźnie mniej popularna, jeśli mieć na myśli pierwotne znaczenie tego wyrazu: łacińskie popularis to znaczy ludowe. Lud ma obecnie zupełnie odmienne upodobania.
Oklaskiwana przez tłumy amerykańska kultura masowa niby walec drogowy toczy się po krajach świata niszcząc w nich wszystkie pierwastki narodowe i zastępując rdzenne i rodzime obcym, ale dobrze przyswojonym. Przeraźliwe decybele hard rock'u i heavy metal'u pospołu z wszelakiego rodzaju Michaelami Jacksonami i Madonnami ogłuszyły ludzi, odurzyły niczym narkotykiem i oduczyły odbierać prostą i naturalną melodię. Kryształowo czysta i jasna jak woda źródlana muzyka Moniuszki nie mogła się oprzeć takiemu naciskowi. Ona musiała się usunąć w cień i przetrwać jako majątek kultury elitarnej - tak samo jak omal cała muzyka klasyczna. Cóż za ironia losu! Stwarzając swoje "Śpiewniki domowe" Moniuszko liczył na to, że pieśni w nich zawarte będą śpiewane przez prostych ludzi w domu, w kręgu rodzinnym, że spełniając rolę kolportera polskości będą pozyskiwać sobie serca coraz szerszych mas ludu. A śpiewają je teraz jednostki obdarzone wielkimi głosami na estradach koncertowych dla nielicznej publiczności znającej się na muzyce i zdradzającej jeszcze chętkę do słuchania jej.
W swojej działalności Władywostocki "Dom Polski" stawia sobie za cel rozpowszechnienie i popularyzowanie spuścizny kulturalnej Polski. Zadanie o ile szczytne o tyle niełatwe do wykonywania. Za czasów istnienia tzw. "obozu socjalistycznego" Polska była szeroko przedstawiana w ZSRR: o niej dużo pisano w prasie (zawsze przychylnie, jak prawie o wszystkich krajach socjalistycznych); na ekranach kinowych i telewizyjnych pokazywane były filmy i seriale polskie; w radio, telewizji i na estradach brzmiała muzyka polska; wydawano utwory polskich pisarzy tłumaczone na rosyjski; w kioskach gazetowych można było kupić periodyki polskie, a w księgarniach "Drużba" książki wydane w Polsce, które chętnie kupowano, Polska bowiem była w modzie. Teraz zaś Polski jakby nie ma zgoła. W środkach masowego przekazu wspomina się o niej tylko w związku z jakimiś akcjami władz polskich uważanymi za "nieprzyjazne" (w taki sposób powstaje jej obraz wyłącznie negatywny), a sferę kultury omal całkowicie opanowała Ameryka, która prawie nie zostawiła w niej miejsca dla innych krajów. Młodsze pokolenia Rosjan już prawie niczego nie wiedzą o Polsce. W tych warunkach działalność organizacji polonijnych w Rosji nabiera szczególnego znaczenia. Ze względu na wątpliwości polepszenia stosunków międzypaństwowych Polski i Rosji (w każdym razie, w najbliższej przyszłości), powinny one stać się pomostami pomiędzy dwoma krajami, przyczyniając się do rozpowszechnienia w Rosji wiedzy o Polsce, jej historii, kultury, życiu dzisiejszym. Władywostocki "Dom Polski" mimo swojego odległego położenia konsekwentnie spełnia tę rolę. Tradycyjnymi formami pracy publicznej organizacji stały się między innymi coroczne wystawy, które zapoznawają społeczność miasta z różnymi aspektami przeszłości i teraźniejszości Polski, a także koncerty chopinowskie, na których brzmią utwory wielkiego klasyka muzyki polskiej. Imprezy "Domu Polskiego" cieszą się znacznym powodzeniem i przykuwają uwagę szerokiej publiczności.
W końcu ubiegłego roku Władywostocki "Dom Polski" dodał do swoich imprez jeszcze jedną. Po raz pierwszy w mieście został zorganizowany i przeprowadzony koncert polskiej pieśni poświęcony Stanisławowi Moniuszce. Biorąc pod uwagę, że imię autora Halki jest znane tylko nielicznej części miejscowej publiczności, w ogłoszeniu umieszczonym w gazecie oraz w zaproszeniach dla gości koncert oznaczono po prostu jako "wieczór polskiej pieśni i romansu". W afiszach zaś do tych słów dodano jeszcze "poświęcony Stanisławowi Moniuszce". Żeby treść koncertu w pełni odpowiadała jego ogłoszonemu charakterowi, do programu włączono cztery polskie piosenki ludowe (Gdybym to ja miała skrzydełka, Kukułka, Janek, Daleko, daleko). Pozostałe osiem pozycji programu stanowiły pieśni Moniuszki. Włączenie do programu piosenek ludowych miało jeszcze jako cel wyjawić to źródło, z którego czerpał swoje natchnienie twórca pieśni. Nie będąc opracowaniem oryginalnych melodii ludowych są one iście ludowe w swym duchu, w tej polskości, którą one dosłownie tchną. Głównym zaś celem koncertu było zapoznanie audytorium rosyjskiego z jedną z najwybitniejszych postaci kultury polskiej.
Z początku planowano, że koncert zostanie przeprowadzony w kościele katolickim, ale ze względu na prace remontowe w nim kierownictwo "Domu Polskiego" musiało wynająć salę w Świątyni ewnagelicko-luterańskiej Św Pawła. Sala w tym kościele odznacza się wyjątkowo dobrą akustyką i jest miejscem, gdzie regulranie odbywają się koncerty muszyki klasycznej.
Do uczestnictwa w koncercie zaproszono młodych wykonawców: studentów, absolwentów i aspirantów miejskiej Akademii Sztuk. Muzyka polskiego mistrza stała się dla nich istną rewelacją, Moniuszkę bowiem pomija się w programie historii muzyki obcej odczytywanym w murach ich alma mater. Z pieśni kompozytora wybrano te, w których urzekający melos polski przejawia się najmocniej. Uznano za takie Czy powróci, Złotą rybkę, Prząśniczkę, Krakowiaczka, Wędrowną ptaszynę, Dobrą noc, Wieczorny dzwon i Znasz-li ten kraj. Nazwa ostatniej z wymienionych piosenek posłużyła za tytuł całej imprezy.
Kierownik muzyczny koncertu Jelena Łusznikowa, wykładowczyni gry na fortepianie w Akademii Sztuk, zaaranżowała cały materiał nutowy przystosowując go do możliwości głosowych wykonawców. Szereg pieśni zostało przełożone na głosy w towarzyszeniu chóru oraz, poza fortepianem, dwóch instrumentów: fletu i altówki. Rolę chóru spełnił kwartet wokalny składający się ze studentek Akademii Sztuk: Anny Maluszyckiej, Anastasji Samojluk, Jeleny Barabanowej i Anny Kolesnikowej. Na flecie grała Helena Jaworska, a na altówce Anna Pietrowa-Lisiecka. Piewsza jest studentką, a druga aspirantką Akademii Sztuk. Obie, jak to zdradzają ich nazwiska, mają pochodzenie polskie.
Wieczór został rozpoczęty sławnym polonezem Ogińskiego zagranym na altówce w towarzyszeniu fortepianu. Jest to najbardziej znany i popularny w Rosji polski utwór muzyczny uchodzący za "nieoficjalny hymn Polski", który posłużył do stworzenia na sali odpowiedniej atmosfery "polskości". W środku, aby dać krótki wypoczynek wokalistom, został zagrany na flecie jeszcze mazurek Ogińskiego. Jak widać, koncert wyszedł trochę za ramy "wieczoru pieśni i romansu".
Śpiewali zaś studentka Akademii Sztuk Nadieżda Bobowska i absolwent Akademii Siergiej Fieniukow, od kilku lat występujący w składzie Zespołu pieśni i tańca Marynarki Wojennej Pacyfika. Nadieżda Bobowska bez przesady stała się prawdziwą gwiazdą i ozdobą wieczoru. Młodziutka, bo dopiero dwudziestoletnia, śpeiwaczka potrafiła wczyuć się w styl i charakter pieśni Moniuszki i w sposób kunsztowny oddać właściwy każdej z nich nastrój: smutek rozłąki i wątłą nadzieję spotkania się z ukochanym w Czy powróci, melancholijną liryczność Złotej rybki oraz uroczą błyskotliwość Prząśniczki. Być może, polskie korzenie wykonawczyni (ma pochodzienie polskie tak ze strony matki jak też ojca) pomogły jej osiągnąć w swoim wykonaniu należytą prawdziwość uczuć i siłę wyrazu. Czysty i świeży sopran śpiewaczki brzmiał niczym srebrna struna wypełniając całą salę i docierając do siedzących w najodległejszych rzędach.
Nieco w tyle pozostał Siergiej Fieniukow. Posiada on piękny baryton liryczny, ale chwiejna intonacja i pewne mankamenty frazowania przeszkodziły mu odnieść ten sukces, na który mógłby liczyć. Najlepiej wyszła w jego wykonaniu najmniej zdawałoby się efektowna wśród numerów programu pieśnia Wędrowna praszyna, w kórej śpiewak zabłysnął szlachetnością tonu i dokładnością intrpretacji wokalnej.
Warto zaznaczyć, że wszyscy wykonawcy z całym zaangażowaniem odnieśli się do swego zadania. Po raz pierwszy zetknąwszy się z twórczością Moniuski, wyrażali oni szczery zachwyt muzyką polskiego klasyka i radość zapoznania z nią. Nie udało się jednak nakłonić ich do śpiewania po polsku, pieśni Moniuski przez to musiało się wykonać po rosyjsku. Tylko p. Fieniukow, który nie ma żadnych korzeni polskich, odważył się na śpiewanie w języku oryginalnym jednej strofy pieśni Znasz-li ten kraj? (drugą zaśpiewał po rosyjsku) i dwóch strof Wieczornego dzwonu. Niestety, jego wymowa pozostawiła wiele do życzenia. Zresztą, pieśni polskie wcale nie poniosły szwanku przez język rosyjski: dzięki niemu ich treść słowna dotarła do audytorium.
Entuzjazm wykonawców dla muzyki Moniuszki przekazał się też słuchaczom, którzy gorąco oklaskiwali każdy numer programu. Wobec piękności melodii polskich po prostu nie sposób zachowywać się obojętnie, więc obojętnych na sali nie było. Sporą część pibliczności, która okazała się dość liczna, stanowiła młodzież studencka, z której wielu po raz pierwszy w życiu usłyszeli śpiew bez mikrofonu. (Niektórzy nawet w zdumieniu pytali, gdzie śpiewacy ukrywają wzmaczniacze). Obecni byli także zaproszeni przez kierownictwo "Domu Polskiego" przedstawiciele innych diaspor narodowych miasta: azerbejdżańskiej, niemieckej, ukraińskiej i żydowskiej.
Na koniec trzeba powiedzieć, że impreza "Domu Polskiego" udała się całkowicie i odniosła wielkie powodzenie. To był wszelako tylko początek. Kierownictwo organizacji ma zamiar uczynić takie koncerty regularnymi, żeby przyciągały one coraz szersze koła słuchaczy i stały się w końcu nieodłączną częścią życia kulturalnego miasta.
Andrzej SAPIOŁKIN