Mimo poważnych dowodów przesiedleńców i miejscowych władz, jenisejski duchowny konsystorz nie chcąc dopuścić do budowy kościoła rzymsko-katolickiego, polecił gubernatorowi odmówić proszącym, ponieważ „ kościoły rzymsko-katolickie budują w państwie rosyjskim w miastach, gdzie ilość mieszkańców-katolików liczy się w tysiącach i gdzie jest wiele cerkwi. W guberni jenisejskiej mało jest cerkwi prawosławnych. W związku z czym, konsystorz uważa budowę kościoła za przedwczesną...”.
Bez względu na to, czy pozwalały władze na budowę kościołów czy kaplic katolickich, osadnicy polscy starali się zachować swoją odrębność etniczną i religijną, również to dotyczyło i pogrzebu. Do dziś zachował się opis pogrzebu w polskiej wsi Wodziki (obecnie wioska nie istnieje, znajdowała się 22 km. od Ufy – stolicy Republiki Baszkortostan).
„Zmarłego omywali. Mężczyźni - mężczyznę, kobiety – kobietę. Wodę po omyciu wylewali do miejsca ustronnego („gdzie ludzie nie chodzą”). Ubierali nieboszczyka we wszystkie nowe ubrania, jeżeli nowych rzeczy nie było – to wtedy we wszystkie czyste ubrania. Potem łożyli na ławę, kiedy trumna była dopiero przygotowywana. Trumnę robili z „drzewa czerwonego” – sosny. Krzyż – z dębowego drzewa. Ręce nieboszczyka składali na piersi – prawa ręka z góry na lewą. Do rąk wkładali chusteczkę z modlitwą, na szyję – krzyżyk, na pierś łożyli święty obrazek, który przed samym pochówkiem zabierali. Ręce i nogi nieboszczyka zawiązywali wstęgą lub sznurkiem, rozwiązywali lub rozcinali przed samym pochówkiem i wkładali je do grobu. Trumnę stawiali tak, aby głowa nieboszczyka znajdowała się pod obrazami. Na stół obok trumny stawiali chleb, sól i zapalali świecę. Do trumny również wkładali trociny, wiórki, do poduszki wkładali suche liścia brzozowe. Poszewkę wyszywali czarnymi krzyżykami. Obok trumny siadali członkowie rodziny i sąsiedzi. Starsze kobiety czytały z modlitewnika modlitwy w języku polskim. Do rewolucji październikowej 1917 r. zazwyczaj prosili o przybicie na pogrzeb księdza. Mogiłę kopali w dniu pochówku, w zimę jednak wcześniej, ale zawsze zostawiali trochę do zakończenia w dniu pochówka. Mogiła była kopana prosto na wschód. Wynosili nieboszczyka z domu w trumnie nogami do przodu, trumnę starali się nie zawracać. Pożegnanie z nieboszczykiem odbywało się na dworze lub na cmentarzu. Trumnę nieśli na dwóch ręcznikach (każdy długością 6 metrów), a potem stawiali trumnę na wóz. Żałobna procesja ustawiała się następująco: na przedzie szedł mężczyzna z węzełkiem dla pierwszej napotkanej osoby. Węzełek ten zawierał kubek, łyżkę i jakieś jedzenie. Za tą osobą niesiono krzyż, potem pokrywkę od trumny, za pokrywką już samą trumnę na wozie. Za trumną szli najbliżsi krewni, a potem sąsiedzi i znajomi. Po wynoszeniu trumny z domu, żeby się nie bać patrzono do wylotu pieca albo siadali się do tego miejsca, gdzie leżał nieboszczyk. Osoby, które nie szli na cmentarz robili porządki w domu – myli okna, podłogę i ławy. Przyrządzali stół do stypy. Na cmentarzu przed tym jak opuścić trumnę do dołu, rzucali na dno pieniądze („kupowali ziemię”). Nieboszczyka w trumnie stawiali nogami na wschód. Wszyscy powinni byli rzucić garstkę ziemi na trumnę. Tych kto nie był na pogrzebie członkowie rodziny zmarłego specjalnie zapraszali do stypy. Wyglądało to w następujący sposób - pukali do okna nie wchodząc do domu i mówili: „Zapraszamy na wieczerzę”. Na stypę przyrządzali obowiązkowo kutię, grzyby, pierogi z grzybami. Na początku podawali wszystkim po kawałku opłatki przywiezionej z kościoła. Potem podawano gorące dania (zupy i kaszy), z napojów – kwas. Podczas obchodów Postu i stół był postny. Zaduszki po zmarłym urządzali w 9, 40 dni oraz w rocznicę śmieci i po upływie 3 lat. Zaduszki ogólne odbywały podczas Świąt Wielkanocnych - we wtorek, po Poniedziałku Wielkanocnym oraz przed Trójcą w sobotę. Zaduszki wyglądali w następujący sposób: najpierw zbierali się w jednym poświęconym przez księdza miejscu, zapraszali księdza, razem się modlili a już potem rozchodzili się na groby rodzinne”.