Więź czasów

 

 

Oto była nasza kolejna podróż z koncertem. Dobrze wypracowany program, przećwiczone ruchy, wyprasowane stroje... Przed podróżą przeczytałam  materiał o założonych pod koniec XIX wieku przez polskich przesiedlęców wsi obwodu Krasnojarskiego - Kresławka, Aleksandrowka, Ałgasztyk, Abadziul ... Artykuł z czasopisma "Rodacy" odświeżył w pamięci dzieje tamtych lat: smutna historia o wielkiej nadzieje, cierpliwości i pracowitości  polskich imigrantów. Zbierając się do podróży, wiedzieliśmy też, że oprócz dawania koncertu zobaczymy dwie lokalne atrakcje - budowle cerkwi i kościoła katolickiego.

 

Ranem 19 października 2014 roku udaliśmy się w podróż, orientując się na mapę. Nawet kierowca nigdy nie jeździł w tym kierunku. Zgubiliśmy się jeden raz, nie skręciwszy w odpowiednim miejscu. W tym roku niezwykle wcześnie spadł pierwszy śnieg. Ale to właśnie on udekorował wszystkie miejsca, gdzie przejeżdżaliśmy - pola i stepy nie wyglądały na ponuro-szare, a  wypełnione były kontrastem śniegu, ziemi i różnych suchych roślin. Przy wejściu do Sałby wydawało się, że trafiliśmy do bajki zimowej: najczystsze zaspy śniegu, drzewa w lśniących strojach ... Wioska Sałba - także cała w śniegu – spotkała nas prawie pustymi ulicami, tylko dwa lub trzy przechodnia spotkało się nam. Od nich dowiedzieliśmy się o  drogę do budynku rady wsi. Żartowaliśmy między sobą: "Czy to już nie do nas na koncert idą widzowie?" To było południe, do początku koncertu pozostało dwie godziny.

 

 

Wielobarwowym, szumnym towarzystwem, z entuzjazmem wysiadaliśmy z busu. Gościnni pracownicy rady wsi poczęstowali nas herbatą. Sałbinskaja szkoła ogólnokształcąca znajduje się w pobliżu rady wsi - duży murowany budynek. Wewnątrz - prosty remont, jednak wszystko jest czyste i wygodne. Przez długi czas bezskutecznie szukają klucza do jakiegoś gabinetu, żeby miałyśmy  gdzie się przebrać. Wszystkie klucze nauczyciele zabrali do domu. Nasza pani akordeonista Olga Sobolewa zapytała – "A jak jest z  bezpieczeństwem pożarowym?" I na to otrzymałam następującą odpowiedź: "Nic się nie stanie" Nadzieja na "może" jest znacznie mocniejsza we wsiach, niż w mieście.

 

 

Korzystając z wolnej chwili, oglądam wystawę portretów weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (II wojny światowej) oraz osób pracujących w trakcie wojny na terytorium za frontem, wydrukowanych  zwykłą czarno-białą drukarką. Wśród różnych widzę nazwiska, które mogą należeć do potomków polskich przesiedlęców: Dzernowicz Ivan Bazylevicz, Kauf Kazimierz Iosifowicz, Dzernowicz Gunefa Konstantinowna, Lubczyk Olga Iwanowna... Pod niektórymi portretami są umieszczone krótkie opowiadania weteranów o ich życiu w czasie wojny. 

 

 

Szczególnie imponująca jest historia Dzernowicz G.K.: "W tamtym czasie miałem 15 lat ... Pracowaliśmy w polach od świtu do zmierzchu: młociliśmy, wiązaliśmy snopy. Pracowałem na ciągniku, który był jedynym ciągnikiem w gospodarstwie ... To były trudne czasy, było głodno i zimno. Jesiennym popołudniem  wiązaliśmy snopy, a nocą działyśmy na  drutach dla żołnierzy skarpetki i rękawiczki.  W zimie jedliśmy  ziemniaki, dopóki były, w lecie żywiliśmy  trawą: jedliśmy pokrzywę, saranki, szczaw, dziki por. Ubrania szyliśmy sami. Były zrobione z grubego płótna, czasem z wełny ... ".

 

Przebieramy się za kulisami, przygotowujemy się do występu i w tym czasie dowiadujemy się - w tej dużej szkole uczy się  tylko 40 dzieci z Sałby i okolic. W pierwszej klasie - dwoje uczniów. Bardzo widoczny jest kryzys demograficzny. Rozejrzamy się. Główna sala przez długi czas nie była remontowana, obłuskana farba na ścianach, drewniana  malowana podłoga... Na krawędziach sceny są balony pozostałe po jakiejś imprezie.

 

 

Na początku koncertu już zebrało się dużo widzów, w tym Polaków, którzy przyjechali specjalnie na tę okazję z wioski Alexandrówka. Najpierw koncert się planował odbyć właśnie w Aleksandrówce, jednak wiejski klub został zamknięty i trzeba było przenieść imprezę do Sałby. Sidlik Aleksander Rudolfowicz i jego żona Ludmiła Wiktorowna z Alexandrowki opowiedzieli nam, iż co roku reprezentują  kulturę polską na festiwalu w centralnej wsi rejonu - Krasnoturansk. Często spotykają się z Siergiejem Leończykiem z Abakanu. Przywiózł im polskie stroje.

 

 

Większość z publiczności to są emeryci, nawet lepiej powiedzieć - emerytki. Są ubrane w zwykły sposób. Bez uśmiechu na twarzy. W tym momencie miałam silne poczucie, że przyjechaliśmy z zespołem z najbardziej szczęśliwego miejsca na ziemi. Przed koncertem, niedługo prowadzimy rozmowę. Jest tutaj poprostu brak miejsc pracy. Klimat jest taki, że prawie nic nie rośnie. Utrzymują się przez hodowlę zwierząt.  Jednak już czas zacząć występ.

 

 

Jak przyjemnie było widzieć, gdy rozjaśniały się twarze pod wpływem naszych piosenek, ludzie zaczęli się uśmiechać, zapaliły się ich oczy. Większość utworów są  w języku polskim.  Również śpiewamy  dwie pieśnie rosyjskie i tatarską "Kubelek". Widzowie ciepło reagują na każdą piosenkę. Jedna pani przyznała się później, że pod dużym wrażeniem ze słyszanej  muzyki, nie potrafiła nawet klasnąć. Przywieźliśmy dla nich wielką zabawę!

 

 

Szybko przelciał czas koncertu! Po upływie kilku chętnych poszli obejrzeć  budynek miejscowej cerkwi - mały drewniany domek, już przez długi czas jest bez dachu, kopuły i bez krzyża. Jeszcze  w czasach sowieckich został opuszczony. Wchodzić wewnątrz jest niebezpieczne, więc robim zdjęcia przez szparę w drzwiach: spadł sufit, stosy śmieci w środku ... Obejrzawszy śpieszymy się dalej - do wsi Ałgasztyk, gdzie został przeniesiony budynek  wiejskiego kościołu katolickiego  ze wsi Kresławka po jego zamknięciu w latach 30. XX wieku.

 

 

Z petycji nowych osadników Ałgasztykskiego przesiedleńskiego powiatu do Irkuckiego wojskowego generalnego gubernatora od 05 czerwca 1899. o przyczynach budowy kościoła: "... nigdzie w pobliżu ani  kościoła, ani duchowieństwa naszej religii nie ma, jesteśmy nie tylko pozbawieni możliwości wykonywania obrzędów ... ale często musimy umierać bez sakramentu pokuty i chować urodzonych i umarłyh dzieci bez sakramentu chrztu i dlatego jesteśmy zmuszeni niepokoić naszą prośbą Waszą Ekscelencjo, aby zrozumieć naszą sytuację i rozporządzić ze swojej strony z zamówieniem do budowy w naszym  Ałgasztykskim rejonie kościółu rzymskokatolickiego. Przy tym uświadamiamy, iż bez przypominania nam o wierze większość osób może popaść w sensie moralnym oraz relegijnym …»[1]

 

Do Ałgasztyku jest 7 km. Dawny budynek kościołu to dwupiętrowy dom w dobrym stanie zrobiony z mocnych drewnianych belek. Nieświadoma osoba nigdy się nie dowie po co został zaprojektowany i wybudowany ten dom. Tylko drzwi z gankiem na lewej stronie budynku, które prawdopodobnie w przeszłości służyły jako główne wejście, ukazuje na to, że budynek kiedyś miał inną lokalizację i był przeznaczony do innego celu. Na górze - zwykły "świecki" dach. Teraz w tym budynku jest wiejski klub. Z prawa od dróżki prowadzącej do nowoczesnego wejścia do budynku – marmurowa konstrukcja z wiankiem, która przypomina pomnik nagrobkowy. Menedżer klubu wyjaśnia nam, że jest to - pomnik poświęcony mieszkańcom wsi poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Wśród nich są również potomkowie Syberyjskich Polaków.

 

 

Na prawo od drzwi wejściowych prosto z okna wystaje rura od kominu. Szefowa tłumaczy – ogrzewania się remontuje. Drugie piętro nie jest używane w ogóle. Przechodząc  mały "hol",  przechodzimy do sali z małą sceną. "Hol" i sala - tylko te pomieszczenia są używane przez klub. Wnętrze klubu jest ubogie - tanie tapety, malowane podłogi ... Z mebli - tylko drewniane ławki, kilka rzędów krzeseł i stół. Niedawno, w oddzielnym pokoju na parterze mieścił się jeszcze sklep. Jak był udekorowany kościoł? Jakie były relikwie i jaki jest ich los? Jakoś przypominają się eksponaty z muzeum  im. N. M. Martjanowa - drewniane posągi rzekomo Matki Maryji i Józefa, złownione w latach 60. XX wieku z Minusinskiego kanału rzeki Jenisej. Nie dało się ustalić, jak one okazały się w rzece, gdzie i kiedy zostały wyprodukowane i używane ...

Wychodzę na ulicę i robię zdjęcia budynku ze wszystkich stron w zbliżeniu i z oddali. Szczególnie przyciągają mnie zabytkowe elementy z kutego żelaza - zawiasy drzwi i gwoździ. Również robię zdjęcia otaczające domy i pole. Wokół jest błoto. Na szczęście, to chwycił go pierwszy mróz, i my nie ugrzęźliśmy.

Rozglądając kłody, które kiedyś zostały starannie przygotowane i ułożone wierzącymi w dom zrębowy, nieświadomie prowadzę paralele z niedawno obejrzaną  świątynią prawosławną. Z jednej strony wydaje się, że kłody, pieszczone rękami wiernych, którzy zbudowali te świątynie wciąż promieniuje ciepło ich rąk i serc. Z drugiej strony - wywołują uczucie współczucia do sierot, z nadzieją patrzących na każdego przechodnia, jako na zbawiciela. Zaglądając do szczelnie zamkniętych głownych drzwi kościoła, próbowałam wyobrazić sobie, jak wiele wydarzeń przeszło przez nie: wierzący przechodzili z procesją, jesienią przynosili owocy swojej pracy... Przed moimi oczyma wchodzili rodzice, którzy nieśli niemowląt do chrztu, młodzież biorąca sakrament małżeństwa... Czas niemożna wrócić, a życie jest jak strumień wody, nieuchronnie robi swój porządek.

 

 

Zespół wracał do domu w ciepłej "Gazel’i" z poczuciem wielkiej satysfakcji. Nasze panie ćwierkały radośnie, w tym czasie ja patrzałam na drogę przed sobą i myślałam - jak Polskie imigranci pokonywali tę drogę pod koniec XIX wieku? Najpierw - w wagonach kolejowych, bez wygód, a następnie - na wozach ... 

A w tych, jak i w tamtych czasach, w lasach i na polach zamieszkują dzikie zwierzęta. Jak oni byli na tyle śmiali, żeby zdecydować się pokonać tę drogę, by w dziczy syberyjskiej stworzyć swoją małą ojczyznę? Myślałam o tym, jak swoją pracowitością  budowali nowe życie, podnieśłi razem kościoł, bez którego nie jest możliwe wyobrazić sobie Polaka ... Jak pierwsze szczęśliwe owoce ich pracowitości zostały zmiecione przez falę represji - bezlitosnych, niszczących rodziny i serca ...

Ale czas jest najlepszym lekarzem. W odległych syberyjskich wioskach mieszkają ludzie, którzy mówią po polsku, chroniące rodzinne tradycje ... Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że dzięki wsparciu finansowemu Konsulatu Generalnego RP zespół wokalny "Czerwone jagody" zrealizował podróż koncertową do wsi Sałba. To było bardzo ważne, bo dla nas polskie pieśnie - to nie tylko muzyka. To jest nić łącząca z poprzednimi pokoleniami, hołd pamięci dla przodków i most do przyszłości, dla naszych potomków. Jak bardzo się chce,żeby nie przerywała się  więź czasów.

 

 

Larysa Korenets

Tłumaczenie z języka rosyjskiego Alena Korenets

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


[1] Поляки Красноярья. Из истории возникновения костелов в Енисейской губернии. URL http://www.memorial.krsk.ru/Articles/Pol/1/02.htm (дата обращения 04.10.2014 г.)

Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022


Redakcja strony: dr hab Sergiusz Leończyk, dr Artiom Czernyszew

"Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów".
Skontaktuj się z nami
Kliknij aby przeładować
Wymagane jest wypełnienie wszystkich pól oznaczonych gwiazdką *.

Organizacje