Syberyjski sen. Opowieść bezdrożna. W wydanej przez Bezdroża książce „Syberyjski sen. Opowieść bezdrożna” Zofia Piłasiewicz zabiera nas w podróż przez wiry i porohy tuwińskich rzek.
Reportaż podróżniczy błędnie bywa stawiany na jednej półce z reportażami, na przykład, społecznymi. Czym innym jest wyprawa do syberyjskiej Tuwy, której głównym celem jest poznanie życia jej mieszkańców, ich obyczajów i największych bolączek, a czym innym wyprawa, która ma na celu przebycie tajgi czy pokonanie rzeki. Co innego jest celem wyprawy, czemu innemu też poświęcona jest narracja. Pierwszy z typów reportaży, uprawiany np. przez Jacka Hugo Badera, jest obecnie niezwykle popularny. Drugi z nich, być może mniej ostatnio głośny, ma jednak szerokie grono wiernych czytelników lubujących się w literaturze typowo podróżniczej. Nic dziwnego, w końcu polska literatura podróżnicza, opisująca przede wszystkim wyzwania i trudy pokonywania pustyń, gór i rzek ma niezwykle bogatą tradycję, wystarczy tylko wspomnieć pierwsze dzieła Arkadego Fiedlera. Nie bez powodu przywołuję tu właśnie tego klasyka polskiej literatury podróżniczej, gdyż recenzowana książka przywiodła mi na myśl jego debiut, czyli „Przez wiry i porohy Dniestru”. W wydanej przez Bezdroża książce „Syberyjski sen. Opowieść bezdrożna” Zofia Piłasiewicz zabiera nas w podróż przez wiry i porohy tuwińskich rzek. Piłasiewicz opisuje w tej książce dwie syberyjskie wyprawy, podjęte wspólnie z mężem oraz gronem znajomych. W obu wypadkach głównym celem wypraw było spłynięcie odcinków rzek – Chamsary i Uług-O – na katamaranach składających się z dwóch pontonów połączonych żerdziami. Nieco więcej miejsca poświęcone jest pierwszej z wypraw, w której po dotarciu koleją transsyberyjską do wybrzeży Bajkału, podróżnicy udali się na północny wschód, w okolice granicy Buriacji i Republiki Tuwa. Stamtąd pieszo ruszyli do rzeki Chamsara, która była głównym celem ich wyprawy. Druga podróż, w trakcie której uczestnicy byli już lepiej zorientowani w terenie i lokalnych realiach, skupiła się na pokonaniu rzeki Uług-O. Autorka dość szczegółowo opisuje kolejne etapy wypraw, co ważne jednak, opis ten jest na tyle plastyczny i dynamiczny, że nie pozwala nam się nudzić. Z własnej perspektywy oddaje klimat podroży transsibem, robiąc to tak, że faktycznie możemy poczuć swoiste znużenie i rytm kilkudniowej podróży. Niezwykle sugestywny jest też opis trudów przemierzania tajgi z ciężkim plecakiem (cały ekwipunek spływu, łącznie z pontonami, niesiony na plecach), walki ze słabością własnego organizmu, czy wręcz wyciskania z niego więcej niż wydaje się możliwe. Opis spływów będzie na pewno niezwykle ciekawy dla amatorów kajakarstwa, raftingu i innych podobnych sportów. Piłasiewicz nie szczędzi opisu pokonywania najważniejszych przeszkód, na szczęście nie jest to jedynie suchy opis sztuki prowadzenia katamaranu. Znacznie więcej miejsca, poświęcone jest towarzyszącym temu emocjom. Autorka przedstawia siebie i swych towarzysz jako ludzi, którzy pokonując ten szlak walczą z samymi sobą, nie raz będąc na skraju wyczerpania fizycznego czy psychicznego. Na pewno nie kreuje się ona na nieustraszoną poszukiwaczkę przygód, szczerze dzieląc się obawami jakie towarzyszyły jej w trakcie wyprawy. Opisując swe syberyjskie podróże autorka nie stroni też od dzielenia się z czytelnikami własnymi refleksjami na temat relacji międzyludzkich, życia, czy właśnie sensu podróży. Zaznacza też wiele własnych obserwacji dotyczących życia mieszkańców Syberii. Co niezwykle cenne, Piłasiewicz nie jest jednak domorosłym filozofem czy etnografem. Nie sili się ona na stawienie wielkich tez, wspomniane refleksje nie są również nadmiernie rozdmuchane (jest to często problem tego typu literatury). Słowem, Piłasiewicz nie udaje, że była kimś więcej niż podróżniczką, która dość krótko i na własne oczy widziała ten niezwykle ciekawy kawałek świata, po czym przedstawia nam kilka subiektywnych refleksji na jego temat. „Syberyjski sen. Opowieść bezdrożna” doskonale nawiązuje do klasyki literatury podróżniczej, nie udając, że jest czymś innym. Przemierzając kolejne strony tej książki czujemy klimat syberyjskiej wyprawy i cóż... bez wątpienia niejeden z czytelników zapragnie powtórzyć przygody Zofii Piłasiewicz. Ogromna zasługa w tym niezwykle plastycznego i poetyckiego języka autorki (nic dziwnego, wszak jest ona również poetką), który doskonale tworzy obraz jej syberyjskiego snu. Warto również pochwalić Wydawnictwo Bezdroża za umieszczenie czytelnej i dokładnej mapy, pozwalającej czytelnikowi lepiej odnaleźć się w poszczególnych etapach wypraw. Niełatwo pisać książki podróżnicze w czasach, gdy prawie każdy za podróżnika się uważa. Przekonujemy się o tym często, biorąc do ręki książki, w których po kilkudziesięciu stronach wiemy, że za jej napisanie wzięła się osoba będąca być może podróżnikiem, lecz na pewno nie pisarzem. „Syberyjski sen” zdecydowanie wyróżnia się na tym tle i warto po niego sięgnąć.
Piotr Oleksy |