Almanach Sybiraków Podbeskidzia 14 września 2015, na spotkaniu poświęconym promocji książki „Almanach Sybiraków Podbeskidzia”, Książnicy Beskidzkiej w Bielsku-Białej pojawiły się prawdziwe tłumy. – Jestem zaskoczony takim przyjęciem. Spodziewałem się góra kilkunastu osób – mówi wzruszony Józef Pysz, pomysłodawca, redaktor i główny twórca książki. Eugeniusz Osika, prezes Bielskiego oddziału Związku Sybiraków tak opisywał zaangażowanie twórcy: - Książka stała się dla niego pasją i jednym z życiowych celów. Wiem o tym z wielu rozmów telefonicznych, które przeprowadzaliśmy w trakcie jej powstawania. O samych almanachu mówił: - To efekt żmudnych prac związanych ze zbieraniem materiałów i faktów, ich opracowywaniem i przygotowaniem do druku.
Kronika Beskidzka 14.09. 2015.
Wspomnienia sybiraków
„Almanach Sybiraków Podbeskidzia” to książka, w której znalazły miejsce wspomnienia zesłańców na Sybir z lat 1940 do 1956. Środowisko Sybiraków z Podbeskidzia jest zróżnicowane. Składa się z: - rodowitych Kresowiaków, - ludzi pochodzących z Podbeskidzia, którzy w okresie międzywojennym osiedli na Kresach Wschodnich, - tzw. „bieżeńców”, którzy uciekając w 1939 r. przed najeźdźcą niemieckim trafili na „nieludzką ziemię” oraz - stałych mieszkańców Podbeskidzia, którzy w procesie oczyszczania przez Armię Czerwoną „wyzwalanych” w latach 1944-1945 terenów Polski, zostali przez specjalne jednostki NKWD tzw. Smierszu internowani do sowieckich łagrów W książce wspomnienia 33 Sybiraków zaprezentowano w porządku chronologicznym tzn. wg terminów ich deportacji: luty, kwiecień i czerwiec 1940 roku oraz czerwiec 1941 roku, a następnie w latach 1944 i 1945, tj. po powtórnym wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny Polski. We wszystkich wspomnieniach autorzy podnoszą sprawy okrutnych warunków bytowych, mieszkaniowych, żywieniowych; ludzi umierających z głodu i wyczerpania ciężką pracą fizyczną. We wszystkich przypadkach zesłań szczególnie trudne warunki stwarzał transport więźniów na Sybir do miejsc przeznaczenia. Cztery pierwsze wywózki Polaków z Kresów wschodnich odbywały się w trybie akcyjnym. Władze NKWD przeprowadziły szeroko zakrojone rozeznanie środowiskowe. Sam proces deportacji kierowany przez gen. Iwana Sierowa, szefa ukraińskich służb NKWD wymagał ogromnego wysiłku organizacyjnego. W jednym terminie wywożono kilkaset tysięcy ludzi. Należało podstawić w określone miejsca setki lub więcej składów towarowych pociągów tzw. eszelonów, tysiące podwodów dowożących zesłańców z miejsca ich zamieszkania, jak również wielotysięczne siły policyjne dla zabezpieczenia skutecznej realizacji zadania. Wszystkie te środki wyrywano na długi okres czasu z normalnie funkcjonującej gospodarki. W wyznaczonym dniu o świcie uzbrojeni NKWD-ziści wraz z przedstawicielami miejscowej ludności otaczali miejsca zamieszkania, ustawiali pod ścianą mieszkańców, przeprowadzali ich identyfikację oraz wyznaczali krótki czas na pakowanie się całej rodziny. Wynosił on na początku nie więcej niż sześć godzin, następnie szybko skracany był do godziny, pół, a nawet do 15 minut. W tym stanie rzeczy wybór zabieranego majątku był przypadkowy. Przedmioty większej wartości były często rekwirowane przez dokonujących aresztowań. Dopuszczalna waga zabieranego dobytku sięgała początkowo 500 kg na rodzinę, lecz szybko ograniczana była do małych wartości. Tak przygotowane rodziny upychano na podwody i odstawiano kilka do kilkunastu kilometrów do przygotowanych na bocznicach kolejowych eszelonów. Wobec ogromnych niedostatków całej gospodarki, warunki, jakie stwarzano „wrogom ludu” w transporcie na Sybir były okrutne: ogromne zagęszczenie, fatalne warunki sanitarne, niedostatek wody, głodowe racje żywieniowe, duża śmiertelność wśród zesłańców. Taka sytuacja nakreślana jest niemal przez wszystkich autorów wspomnień. „Pasażerami” tychże eszelonów byli starcy, kobiety i dzieci, a nawet niemowlęta. Mężczyźni, zdolni do pracy, więzieni byli w większości przypadków we wcześniejszych terminach i trafiali do obozów jenieckich, łagrów, bądź innych zakładów penitencjarnych. W każdym wagonie towarowym lokowano 40 do 70 osób wraz z tobołkami. Niemal jedynym urządzeniem sanitarnym była dziura w podłodze, służąca do defekacji. Ta masa ludzka przebywała w tych warunkach „pod kluczem” przez 4 do 6 tygodni podróży. Nic dziwnego, że eszelony dość często pozostawiały po sobie wzdłuż trasy kolejowej nie pogrzebane ludzkie zwłoki. Ze wspomnień wynika, że w miejscach zesłania Polacy poddani byli powszechnie obowiązującemu prawu „Kagda nie rabotajesz, tagda nie kuszajesz” (Jak nie pracujesz, to nie jesz), pozostawieni samym sobie w zdobywaniu środków do życia i przetrwania. Zatrudniani byli w najtrudniejszych zawodach; ścince drzew w potężnym mrozie oraz w pracach rolnych w sowchozach, czy kołchozach. Podlegali stałemu dozorowi służb policyjnych. Kilka lat życia w tych warunkach powodowało, że znaczny odsetek deportowanych nie powrócił z tej okrutnej ziemi. Polaków, internowanych w latach 1944-1945, aresztowano sukcesywnie, przetrzymywano w więzieniach, a po skompletowaniu eszelonów kierowano wprost do łagrów. Nierzadko w towarzystwie lub pod nadzorem pospolitych kryminalistów, traktowano ich jak pozostałych więźniów. Wspomnienia aż 33 Sybiraków sprawiają, że książka w sposób obszerny naświetla życie deportowanych i internowanych, mechanizmy nieludzkich działań służb policyjnych spod znaku NKWD oraz całego sowieckiego systemu totalitarnego, podejmuje próbę ustalenia faktycznych sprawców okrutnego losu Sybiraków, opisuje mechanizmy powstawania i funkcjonowania państwa totalitarnego. Książka przedstawia liczne przypadki życzliwego stosunku ludności tubylczej do Polaków.
W aneksie „Almanachu” udokumentowano działalność bielskiego Oddziału Związku Sybiraków w okresie 25-lecia.
Józef PYSZ
|